niedziela, 22 stycznia 2017

5. „ Łzy, które ruszyły kamień”. 5

Hej!
Bez żadnych większych ogłoszeń duszpasterskich zapraszam na nowy rozdział:)
******************************************
John głośno wypuszczając powietrze wszedł do Akademika. Nie rozumiał dlaczego znowu zwiększyli mu dawkę leków. Przecież czuł się lepiej, ale po ostatnich atakach o których nawet nie wiedział skąd się dowiedzieli dodali mu jeszcze jakieś dwie tabletki. I pilnowali go aby je brał. Podejrzewał, że to ten cholerny Żabol im o wszystkim powiedział. W końcu to on najbardziej go pilnował niby od niechcenia mówiąc mu że ma zażyć swoje leki i w ogóle. Dlaczego w ogóle go tak pilnowali? Czy stanie się coś złego jak kilka razy zapomni łyknąć tej garści tabletek jakie przyszło mu łykać na co dzień. Czasami czuł się jak jakiś dziadek, kiedy zerkał na leki ułożone na jego dłoni. Przecież brał więcej leków niż nie jeden rekonwalescent.  
Na dodatek przez to, że wezwali go do szpitala miał zaległości z trzech ostatnich dzisiejszych lekcji. Musiał je nadrobić. W szczególności, że była to matematyka i dwie fizyki. Przedmioty, których nienawidził. Znowu głośno wypuścił powietrze z płuc. Skręcił w korytarz prowadzący do pokoju jego przyjaciół. Postanowił od nich pożyczyć zeszyty. Wiedział, że mógł to zrobić u siebie w pokoju prosząc o pomoc swojego współlokatora ale jakoś mu się nie chciało prosić go o co kolwiek.
Stanął przed ich drzwiami i zapukał delikatnie dwa razy po czym wszedł do środka.
- CZEKAJ!- Usłyszał za sobą znajomy krzyk, ale było już za późno. Zrobił pierwszy krok
i przystanął jak wryty. Otworzył szeroko usta. Jego torba zsunęła mu się z ramienia. Gapił się na swoich przyjaciół z dzieciństwa i nie mógł uwierzyć, że to co widzi jest prawdą.
Johen leżał całkowicie nagi na swoim łóżku. Ręce miał zawiązane nad głową. Zasłonięte oczy. Pomiędzy jego nogami również nagi znajdował się Luigi. Uniósł głowę do góry i drgnął. Cały czerwony na twarzy wziął uspokajający oddech.
- Grzecznie i bez słowa odwrócisz się na pięcie i wyjdziesz z tego pokoju.- Powiedział gardłowo mocno pieprząc swojego współlokatora palcami. Johen jęknął głośno. Luigi nie patrząc na niego zasłonił mu mocno usta by po chwili syknąć i zabrać swoją rękę z powrotem. Nie chciał aby ktoś inny słyszał jęki zielonowłosego, ale zielonowłosy dzisiaj nie zgodził się na kneblowanie ust. Dlatego został ugryziony. Cóż. Ukarze go dogłębnie za to, że ośmielił się zatopić swoje zęby w jego dłoni.
- Zno… mmm… znowu Didieeeer….?- Jęknął przeciągle. John zrobił krok do tyłu i wpadł na coś. Chciał się odwrócić ale czyjaś ręka zasłoniła mu usta. Drgnął.
- Sorry.- Usłyszał głos pełen radości.- Znowu wam przeszkodziłem! Już mnie nie ma. Pogadamy później!- Zawołał Didier ciągnąc za sobą mocno John’a. Wystawił go na korytarz i sięgnął po klamkę, aby zamknąć drzwi.
- Zboczony!- Usłyszał krzyk Niemca i zaśmiał się po tym jak do jego uszu doszedł głośny krzyk. Zamknął drzwi i wziął kilka głębokich wdechów. Nie patrząc na przerażonego niebieskowłosego pociągnął go do ich pokoju. Zszokowany John poprawił przekrzywione okulary, które z wrażenia osunęły mu się na sam czubek nosa. Kiedy tylko znaleźli się w pokoju Didier popchnął go na jego część pomieszczenia po czym przeszedł na swoją. Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
John powoli spojrzał w jego stronę. Coś go ścisnęło w dołku. Wiedział, że nie powinien go atakować, ale zauważył, że wszystko co go najbardziej zaskakiwało miało jakiś związek z Żabolem. Więc dlaczego i tym razem miałoby być inaczej. Chyba właśnie zaczął rozumieć wszystkie drobne gesty, spojrzenia i czułe słówka jakie ostatnio zaobserwował u swoich przyjaciół. Jeszcze ostatkiem woli starał się wyprzeć z głowy wkradające się tam powoli obrazy. Przecież nie jest nigdzie powiedziane, że musi ze spokojem przyjąć to co zobaczył. Ba! On nawet nie miał obowiązku wierzyć w ten miraż. Tak. To istna fatamorgana. Szkoda tylko, że nie był na pustyni. Jego wyjaśnienie mogłoby być bardziej realistyczne niż w rzeczywistości było.
- Co… Co to kurwa było?!- Ryknął na cały pokuj. Didier drgnął delikatnie i spojrzał na niego. Z jego twarzy można było wyczytać tylko jedno. Załamanie.
- Głuchy byłeś jak kazałem ci czekać? Po co tam wlazłeś?- Zapytał z wyrzutem i wstał z łóżka ściągając czarny sweterek. Rzucił go na krzesło i przetarł boleśnie swoją twarz.- Kurwa!- Zaklął po chwili i kopnął nogą łóżko. Skrzywił się dochodząc do wniosku, że nie był to najlepszy pomysł.
- Nie ważne po co tam polazłem! Ważniejsze po co oni to robili?!
- Głupi jesteś?- Zapytał Didier otwierając swoją szafę. Wyciągnął z niej czyste dresy.- A po co ty bzykałeś się z tymi wszystkimi laskami? Żeby ci było dobrze, chyba o to w tym wszystkim chodzi.
- Ale dlaczego musieli to robić ze sobą?! Mało jest chętnych dziewczyn?! Muszą być tak…- John krzyczał robiąc się coraz bardziej czerwony na twarzy. Po woli zaczął się denerwować.
- Hmmm?- Didier spojrzał na niego i podrapał się po głowie wypuszczając głośno powietrze
z płuc.- Z nimi powinieneś o tym gadać, a nie ze mną.
- Ja się pytam jedynej cioty jaką znam dlaczego moi przyjaciele robili to razem ze sobą?!
- Daj mi spokój.- Powiedział cicho jasnowłosy i podszedł do drzwi od łazienki by po chwili wgnieść się w nie boleśnie. Zimne palce John’a zacisnęły się na jego karku wgniatając go w drewnianą powierzchnię. Chciał zabrać rękę jednocześnie pragnąć wbić ją jeszcze bardziej w ciało chłopaka i sprawić w ten sposób, że ten zacznie głośno jęczeć. Nie wiedział skąd mu się w głowie zrodziły takie pomysły. Powinien zabrać rękę, ale nie mógł zmusić swojego ciała do posłuszeństwa.
- Co to ma znaczyć?!- Ryknął mu do ucha odsuwając go od drzwi i znowu go w nie wgniatając. Francuz zakaszlał głośno nie mogąc się uwolnić.
- Ty pierdolona kupo mięśni! Puść mnie!- Krzyknął Didier na tyle na ile pozwalały mu palce zgniatające jego kark. Nie ważne, że John „bawił” się teraz w muzyka. Jego siła z czasów gimnazjum pozostała taka sama jak i nie gorsza. Wiele razy wyczuł jak silny potrafi być chłopak. Nie. Od dnia kiedy połamał mu palce, aż do czasu akcji nad jeziorem nie uderzył go nigdy. Po prostu pamiętał jak się wygłupiali, albo jak ten za mocno przytrzymał go za nadgarstek próbując go powstrzymać przed wieloma swoimi głupimi pomysłami. John zawsze miał dużo siły i nie zawsze potrafił nad nią zapanować.
Przeważnie w takich momentach chodził pobiegać albo pograć z chłopakami ze szkolnej drużyny w nogę. Nigdy nie podniósł na niego ręki. Nawet go nie popchnął. Dopiero dzisiaj pierwszy raz wyładował na nim swoją złość i frustrację. A to bolało. Dlaczego nie mógł dać mu spokoju?! Przecież to nie możliwe aby zareagował tak na to co zobaczył w pokoju przyjaciół. Z trudem złapał oddech i spróbował się uwolnić pamiętając o tym aby nie uszkodzić mu palców. Teraz to on żył dla muzyki.
- Zamknij ryj i odpowiadaj!- John znowu zaczął nim szarpać. Didier pisnął głośno myśląc gorączkowo. Wciągnął głośno powietrze do płuc i wyrzucił prawą rękę do tyłu zaciskając mocno palce na kroku ciemnowłosego. Ten klnąc siarczyście odskoczył od niego. Francuz korzystając z okazji uciekł na swoją część pokoju. A bynajmniej tak mu się wydawało. Nie zdążył zrobić dwóch kroków do przodu, a upadł jak długi przygnieciony ciężarem chłopaka.
- Nie! Złaź! Puść!- Zaczął się szarpać. Umilkł kiedy jego lewy policzek zapiekł niemiłosiernie. Złapał się za niego. W jego oczach zebrały się łzy.
- Myślisz, że pozwolę ci od tak odejść. Masz mi wszystko powiedzieć. Teraz!
- A jak myślisz czemu oni to robili?! Ty zadufany w sobie idioto! Nawet nie wiesz kogo kochają twoi przyjaciele i z kim chodzą! I ty śmiesz się nazywać ich przyjacielem?!
- Kochają?! Chodzą?! Nie pierdol mi tutaj! Nie ma szans aby się kochali i ze sobą chodzili!
- Dlaczego nie ma szans?!
- Bo to jest chore! To się leczy!
- Leczy się takich homofonów jak ty! Wiesz że każdy hetero jest hetero do szóstego piwa!- Didier krzyknął na niego i zaśmiał mu się prosto w twarz by po chwili łapać ostatkiem sił zbawienne powietrze do płuc. Zaczął mocno drapać rękę, której palce zacisnęły się na jego szyi. Robiło mu się ciemno przed oczyma. Uporczywie próbował złapać chociaż odrobinę powietrze do płuc. Ale nie był w stanie. Powoli zaczął tracić świadomość. W głowie mu się zakręciło.
- Nie rób ze mnie i z moich przyjaciół takich chorych i popierdolonych zboczeńców jak ty! Gdyby nie takie ścierwa jak ty wszyscy byli by szczęśliwi!- Krzyknął i zakaszlał kiedy chłopakowi udało się go walnąć w brzuch.
- Skoro jesteś taki szczęśliwy to co ty tutaj robisz?!- Krzyknął piskliwym głosem łapiąc łapczywie powietrze. Osłonił twarz oraz szyję ramionami, aby te miejsca nie zostały ponownie zaatakowane przez chłopaka. Nie poznawał go. Powoli zaczął się go bać. A w głębi siebie nie chciał tego.- Słuchaj się dalej swoich jakże ukochanych rodziców, a osiągniesz szczyt szczęścia! I złaź ze mnie! Niedobrze mi się robi jak się na ciebie patrzę!- Ryknął na niego drżąc na całym ciele. Skuli się w sobie kiedy ręka jego oprawcy zatrzymała się tuż koło jego głowy.
- To prędzej mi się niedobrze robi jak się na ciebie patrzę! Gdyby tylko ciebie nie było!- Warknął i zszedł z niego. Stanął przy swoim biurku tyłem do zbierającego się z podłogi chłopaka. Głowa zaczęła go boleć przez tą całą sytuację. I dlaczego czuł się jak jakieś ścierwo?- Gdybyś tylko zdechł.- Warknął pod nosem uderzając ręką o biurko.
- Jeżeli chcesz.- Usłyszał cichy szept za sobą i trzask drzwi. Odwrócił się. Didier wszedł do łazienki. On chyba nie…? A gówno go to obchodziło. Chce, niech zdycha! Jednego pedała mniej na tym świecie. Rzucił się na swoje łóżko ukrywając twarz w poduszce kiedy ktoś zapukał do drzwi. Nie ruszył się wiedząc, że nachodzący ich intruz i tak wejdzie bez zaproszenia. I za bardzo się nie pomylił. Drzwi po chwili otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Uniósł głowę do góry i zesztywniał widząc jak do środka wchodzi Luigi oraz Johen. Ten drugi uśmiechnął się szeroko.
- Joł!- Zawołał szczęściły Johen. John skrzywił się delikatnie. W sumie Johen nie wiedział, że on ich widział. Tylko Luigi. Usiadł na łóżku przytulając się do poduszki.
- Joł.- Powiedział markotnie. Johen usiadł wygodnie po drugiej stronie granicy.
- Oo. Coś taki nie w sosie? Coś się stało?- Zapytał Niemiec patrząc na niego z troską.
- To chyba ja powinienem się pytać co się z wami stało?
- He? Nie rozumiem?- Zapytał zielonowłosy i spojrzał na swojego współlokatora szukając
u niego pomocy w zaistniałej sytuacji.
- Nie możesz sobie darować tylko drążyć ten temat? Przecież wiesz co wiedziałeś, więc…
- Więc chcesz mi powiedzieć, że od tak przyznajecie się do tego, że ten zjebany pedał zaraził was gejozą?!- Zapytał zbulwersowany. Johen cofnął się delikatnie do tyłu nie wiedząc o co chodzi
z kolei Luigi zaśmiał się głośno opierając się na stole. Wytarł zabłąkaną łzę ze swojego policzka.
- Że niby czym nas kto zaraził?- Zapytał kładąc szczególny nacisk na słowa „czym” oraz „kto”.
- Lui…- Zaczął cicho Johen, ale został uciszony jednym ruchem ręki.
- Nie teraz. No więc słucham panie „Wygodnie mi bez wspomnień”?
- O chuj ci chodzi?!- Wydarł się na niego odrzucając poduszkę za siebie. Luigi spojrzał mu poważnie w oczy.
- Może o to, że to ty sprawiłeś iż spiknąłem się z Johen’em a obwiniasz o to kogoś innego? Co? Może ktoś inny ma być przez ciebie potępiany skoro to ty mówiąc nam swoje dziwne mądrości, że „każdy hetero jest hetero do szóstego piwa” sprawiłeś, że się ze sobą przespaliśmy i nam się spodobało i doszliśmy do wniosku, że możemy być ze sobą. Uczucie przyszło samo. Później. Ale to ty a nie jak to ująłeś „zjebany pedał” zaraziłeś nas „gejozą”. Więc uważasz, że nie jesteś pan „wygodnie mi bez wspomnień”.
- Ja bym w życiu nie zrobił czegoś tak chorego!
- Hahahahaha!- Luigi zaśmiał się głośno i spojrzał na ciemnowłosego z żalem.- Nie bierz leków przez dwa tygodnie, a zobaczysz jakie jeszcze chore rzeczy robiłeś.
- Lui! Didier będzie zły jak się dowie co mu zaproponowałeś! Przecież miał powoli odstawiać leki i odzyskiwać pamięć!
- Daj spokój! Ten kretyn zrobi wszystko to co nakażą mu jego snobistyczni starzy, a nawet nie pamięta, że od dwóch lat z nimi nie mieszka i się do nich nie przyznaje! Jeżeli Didier chce być na mnie zły niech będzie ale mam już dosyć …- Urwał kiedy drzwi od łazienki otworzyły się cicho i do pokoju jak zmora wszedł Francuz. Nie racząc nikogo nawet najdrobniejszym spojrzeniem przeszedł do swojego biurka.
- Didier…- Johen spojrzał na niego niepewnie. Ten tylko usiadł przy swoim biurku otwierając jedną z szuflad.
- Już mnie to nie obchodzi. Mam na to wyjebane. Niech robią co chcą.- Powiedział cicho wyciągając z środka szuflady jakąś posrebrzaną szkatułkę. Otworzył ją i wygrzebał z jej czerwonego wnętrza srebrny kluczyk. Podniósł się z krzesła i podszedł do stolika. Położył na nim owy kluczyk.- Albo to zachowaj albo mu oddaj. Możesz to nawet wywalić jak chcesz.
- Jesteś pewien?- Zapytał cicho Luigi przyglądając mu się uważnie. Chłopak tylko wzruszył obojętnie ramionami.
- Jak już powiedziałem. Mam wyjebane.
- Coś się stało?- Zapytał Johen. Didier nic nie odpowiadając zgarnął z biurka jakąś kartkę i przysiadł przy niej na chwile coś w niej skrobiąc. Luigi wstając ze swojego miejsca podszedł do niego i zajrzał mu przez ramie.
- Didier… co… dlaczego chcesz to zrobić?!- Zapytał łapiąc go mocno za ramie. Chłopak z trudem się od niego wyrwał.
- Co chce zrobić?- Zapytał Johen i również zerknął mu przez ramie.- JOHN! CO TY MU ZROBIŁEŚ?!- Wydarł się na niego znienacka. Pozostał trójka skrzywiła się delikatnie zatykając przy tym uszy.
- O co ci chodzi?- Zapytał zaskoczony chłopak, ale z tego powodu iż nie mógł przekroczyć granicy nie mógł tak samo jak oni zobaczyć co takiego wypełniał Żabol.
- Jeżeli Didier postawi na swoim moja noga więcej nie postanie w tym pokoju!- Krzyknął Johen po czym trzaskając głośno drzwiami opuścił pokój. Didier wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Nie dopieściłeś go czy co?- Zapytał z wyrzutem patrząc na Włocha.
- No sorry. Ktoś nam przerwał w połowie zabawy. A tak fajnie się zapowiadało. Teraz zapewne przez miesiąc nie będę mógł go dotknąć.- Spojrzał oburzony na zaskoczonego John’a.- A to wszystko za sprawą pana „Wygodnie mi bez wspomnień”.
- Weź ze mnie zejdź!- Warknął na niego chłopak. Luigi znowu się zaśmiał.
- Jakbym na ciebie wszedł to byś jęczał i błagał abym z ciebie nie schodził.- Warknął cicho po czym bez słowa wyszedł z pokoju.
- O co w tym wszystkim chodzi?- Jęknął sam do siebie po czym spojrzał na swojego współlokatora, który wciągał na nogi kapcie.- Wytłumacz mi to.
- Chyba powiedziałem, że mam już na tą cała sytuację wyjebane. Jak chcesz to zapytaj się ludzi z twojego otoczenia i powiedz im, że „Didier ma wyjebkę” wtedy powiedzą ci wszystko czego będziesz chciał.- Powiedział i wyszedł z pokoju. John wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na stół, na którym nadal leżał dziwny kluczyk. Podszedł do niego i wziął go do ręki okręcając kilka razy dookoła swoich palców. Miał wrażenie, że już go gdzieś kiedyś widział, ale jak to ostatnio miał w zwyczaju nie mógł sobie niczego przypomnieć. Odłożył go na miejsce i wypuszczając głośno powietrze z płuc położył się na swoim łóżku.
Nic już z tego wszystkiego nie rozumiał…

**
Johen wraz z Luigim siedzieli w stołówce akademika. Koło nich siedział zamyślony John oraz Colette siostra Didier’a. Po chwili z wielkim bólem wymalowanym na twarzy dosiadł się do nich sam Didier.
-bonjour soeur, quoi de neuf?- Zapytał uśmiechając się do swojej siostry. Poczekał chwile na jej odpowiedź. Przełknęła z trudem łyżkę płatków i uśmiechnęła się do niego.
-aujourd'hui, j'ai une rude épreuve de la diction. Un peu peur de lui. Didier, quelque chose est arrivé?- Zapytała opierając brodę na dłoniach Chłopak spojrzał na nią pytającym spojrzeniem wkrajają jednocześnie pomarańcze do swojego jogurtu. Po tym dosypał do tego kilka rodzynek i wymieszał dokładnie.
-et pourquoi serait que quelque chose soit?- Zapytał i uśmiechnął się do niej delikatnie wkładając łyżkę do ust.
-Je parle français et personne ne rien dire, sauf moi. En général, nous nous comportons comme si nous étions ici pour deux.- Powiedziała. Chłopak zaśmiał się głośno.
- No co ty. Przecież jest tutaj też Luigi i Johen. Ciężko byłoby mi ich nie zobaczyć.- Powiedział już tak aby wszyscy zrozumieli i zaśmiał się głośno.
- A John?
- Kto?
- Twój współlokator.- Powiedziała oburzona i puknęła go w czoło.
- Przepraszam, że przerywam wam w posiłku.- Koło nich pojawił się ich opiekun z Akademika. Niskiego wzrostu czarnowłosy chłopak o zielonych oczach. Strasznie szczupły.
- Tak?- Zapytał Luigi odkładając swój kubek z herbatą na stole.
- Didier w związku z twoim ostatnim podaniem udało nam się znaleźć dla ciebie nowy pokój. Za dwa tygodnie będziesz mógł się tam przeprowadzić.- Powiedział cicho uśmiechając się szeroko. Didier drgnął delikatnie po czym odwzajemnił jego uśmiech.
- Dziękuje panie Carl. Bardzo mi pan pomógł.
- Ależ nie ma za co. Życzę miłego dnia i smacznego moi mili.- Powiedział i odszedł do swojego stolika opiekunów. Przy stoliku który opuścił zapanowała grobowa cisza. Po chwili było słychać tylko jak Didier przełyka swoje śniadanie.
- Didier…
- Tak, Colette.
- O co chodzi?
- Nie wiem o co pytasz?
- Zmieniasz pokój?
- Tak.
- Dlaczego?
-  Skończ.- Urwał temat i wstał od stolika.- Jeszcze dwa tygodnie i spełnię twoje życzenie. Do tego czasu nie zwracaj na mnie uwagi.- Warknął nie patrząc w ich kierunku po czym odszedł od stolika. Trzy pary oczu skupiły się na niebieskowłosym który przypatrywał się swoim drżącym dłonią.
- O co w tym wszystkim chodzi?- Zapytała Colette. Johen wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na nią.
- Nie wiem jak ale John dowiedział się o mnie i o Luigim. Zaczął obwiniać o wszystko Didier’a. Jak poszliśmy do ich pokoju Didier oddał klucz do mieszkania i powiedział że ma na wszystko wyjebane i wypełnił deklaracje o zmianę pokoju.
- Dlaczego? Przecież on…
- Interesuje mnie jedno.- Luigi bez skrupułów jej przerwał.
- Tak?- Zapytał Johen pochylając się w jego stronę. Włoch nie spuszczał wzroku z John’a który zaciskał drżące dłonie na krawędzi stolika.
- Skąd Didier ma te siniaki na szyi i twarzy?- Zapytał. John drgnął konwulsyjnie. Colette spojrzała na nich zaskoczona niczego nie rozumiejąc.
- Jakie siniaki? Ja nic nie widziałam.- Zapytała ciągnąc nagląco Luigi’ego za rękaw bluzki.
- Bo zakrył je pod toną pudru.
- Nie interesuj się tym.- Powiedział John i wstając ze swojego miejsca zgarnął tacę z niedojedzonym śniadaniem. Nie zdążył ujść nawet dwóch kroków kiedy w miejscu zatrzymała go drobna rączka. Spojrzał w stronę dziewczyny. Miała zaciśnięte wargi oraz zmarszczone brwi.
- Nie wybaczę ci jeżeli zrobisz coś mojemu bratu.- Syknęła i wstając szybko wyminęła go kierując się w stronę wyjścia ze stołówki.
- Możesz tego nie pamiętać, ale nie chcesz mieć w tej dziewczynce wroga. Ona nie jest jak Didier, który zaciśnie zęby i będzie usprawiedliwiał twoje zachowanie utratą pamięci. Dla niej to nie ma znaczenia. Będzie miała zrobić to co kiedyś, zrobi to. I to z uśmiechem na twarzy.- Powiedział Luigi i klepiąc go po ramieniu wyminął jego skromną osobę trzymając się za ręce z Johen’em. W końcu skoro niebiesko włosy poznał już prawdę to po co mają się z tym ukrywać. Wszyscy w szkole o tym wiedzieli więc nie widział powodu aby nadal musieli kryć się po kontach.
- Kurwa.- Syknął chłopak i ruszył w stronę wyjścia. Niczego już nie rozumiał. Dlaczego kiedy dowiedział się, że francuz chce się wynieść z ich pokoju nie poczuł ulgi tylko strach i ból w sercu. Przecież powinien skakać i świętować a on w takiej sytuacji dochodzi do wniosku, że mu się to nie podoba i wolałby aby zostało tak jak jest. To wszystko było zbyt dziwne i pogmatwane.
Bez słowa wszedł do jeszcze ich wspólnego pokoju i spojrzał na jego plecy.
- Mogę mieć do ciebie dwie prośby?- Zapytał Didier nie odwracając się w jego stronę. Nadal uparcie przepakowywał swój plecak.
- O co chodzi?- Niebiesko włosy nie spuszczając go z oczu usiadł na chwilę na swoim łóżku.
- Mógłbyś sam przyjść dzisiaj po lekcjach do Sali 206 nie mówiąc o tym nikomu innemu?- Zapytał chłopak i zarzucił na ramię plecak.
- A druga prośba?
- Dowiesz się jak przyjdziesz. Będę czekać.- Dodał i wyszedł zamykając za sobą cicho drzwi. John wypuścił głośno powietrze i spojrzał na jego część pokoju. Zacisnął mocno zęby i odwrócił twarz w bok.
- Lepiej zbierać się na lekcje.- Mruknął pod nosem i idąc za przykładem swojego współlokatora wyszedł z pokoju zamykając go na klucz.

**
Przyszedł. Z początku nie chciał przychodzić. Przecież niczego mu nie obiecał i nie musiał spełniać jego prośby. Ale mimo to przyszedł. Sam nie wiedział dlaczego. Jakaś niewidzialna siła przywiodła tutaj jego nogi. Chciał wiedzieć czego chciał od niego Francuz. Rzadko kiedy czegoś od niego chciał. Ba! On nigdy niczego od niego nie chciał. O nic nie pytał. Po prostu żył koło niego w tym samym pokoju. Prawie jak w idealnej symbiozie. No właśnie. Prawie. W idealnej symbiozie sąsiad nie dusi sąsiada w napadzie złości. Zacisnął mocniej palce na krawędzi bluzy. Ręce go paliły. Miał wrażenie, że ktoś przykuł do nich rozpalone do czerwoności kajdany. Gdyby tylko mógł z kimś pogadać na temat swoich odczuć. Ale przecież był facetem. Nie mógł tak po prostu podejść do kogoś i powiedzieć co naprawdę czuje i myśli. Nie będzie taką pizdą. A czasami chciałby. O ile łatwiejsze było by jego życie, gdyby w takich momentach jak ten mógł z kimś pogadać tak po prostu. Bez żadnych zobowiązań i spiny.  
Zamknął za sobą cicho drzwi i spojrzał na jasnowłosego. Ten stał przy oknie wyglądając na zewnątrz. Spojrzał na niego kiedy tylko usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. John nawet z takiej odległości słyszał jak tamten przełyka głośno ślinę.
- Usiądź proszę.- Powiedział cicho i podchodząc do drzwi zamknął je na klucze. To już się niebieskowłosemu nie spodobało. Puls przyspieszył mu nieznacznie. Zaczął uważnie śledzić każdy ruch chłopaka. Może w efekcie zemsty za to, co mu zrobił w pokoju ten go teraz zgwałci na terenie szkoły. Zesztywniał przerażony, kiedy przez jego ciało przeleciał przyjemny dreszcz zatrzymując się uradowany w jego kroczu, które o dziwo na myśli chłopaka zaczęło reagować ochoczo. Dlaczego jego ciału spodobała się jego myśl?!
- Co robisz?
- Spełniam jedną z najważniejszych obietnic jaką kiedyś ci złożyłem.- Powiedział i wyminął go podchodząc do podestu na którym stał fortepian.
- Jaką obietnicę? Co ty pierdo…
- To, że ty o niej zapomniałeś nie znaczy że i ze mną jest tak samo. Kiedy spełnię swoją obietnicę będę miał do ciebie ostatnią w moim życiu prośbę.
- Jaką znowu?- Zapytał opierając się od niechcenia o ławkę.
- Kiedy wyjdę z tej klasy zapomnij o mnie, a ja zapomnę o tobie. Nie będziemy się do siebie odzywać. Nie będziemy się na siebie patrzeć. Obydwoje zaczniemy udawać, że nigdy się nie spotkaliśmy i że się nie znamy.- Powiedział Didier siadając przed masywnym instrumentem. John drgnął i wyprostował się jakby połknął kija od miotły. Śledził dokładnie jego ruchy. Nie spodobało mu się to co powiedział chłopak. I podejrzewał, że nie będzie mu się podobać takie zachowanie.
- Co?
- Obiecasz, że spełnisz moją prośbę. Ja po prostu chcę zniknąć z twojego życia tak jak o to prosiłeś.- Odparł chłopak przeciągając delikatnie po klawiszach.- Nie otwieraj drzwi dopóki nie skończę.- Dodał i nacisnął delikatnie na klawisze.  (aut. Taką piosenkę zagrał dla niego Didier: https://www.youtube.com/watch?v=jNcK-v5S7iM ). Zaczął delikatnie przyglądając się dokładnie swoim palcom sunącym po klawiszach. Tak dawno nie grał. Z każdą kolejną nutą czuł się jakby coś na nowo budziło się w jego wnętrzu. Przymknął zadowolony oczy. Nie potrzebował ich do gry. Jego palce bardzo dobrze pamiętały gdzie znajduje się jaki klawisz. Muzyka go kochała tak jak i on kochał ją. Żył dla niej. Oddychał nią. Była dla niego wszystkich. Dla niej mógłby zabić, ale w końcu odebrano mu ją. Otworzył delikatnie oczy ignorując cholerne łzy ściekające mu po policzkach. Kołysał się delikatnie grając jakby był tutaj sam.
On i muzyka.
Nierozłączni kochankowie.
Ale nie był tutaj sam. Czuł na sobie dokładnie jego spojrzenie. Spojrzenie swojego niesfornego ucznia, który jak głupi latał za nim przez pół roku błagając go o to aby nauczył go grać. A kiedy ten w końcu wymiękł jego uczeń zaczął dość szybko chwytać. Jakby urodził się razem z tym instrumentem. Zazdrościł mu za każdym razem kiedy mógł pieścić klawisze tak jak on robił to teraz. Chciał grać tak jak on. Wiedział, że składając tamtą obietnicę przekreśli całe swoje życie. Miał jedną szansę na powrót do grania, tylko to wiązało się z tym, że przez pięć lat nie mógł nadwyrężać palców i chodzić na rehabilitacje.
Chodził.
Ćwiczył.
Nie dotykał klawiszy.
A mimo to obiecał temu głupiemu idiocie, że kiedyś znowu dla niego zagra. Zagra w momencie kiedy porzuci nadzieje i swoje marzenia. Oczywiście jeżeli zrobi to przed upływem pięciu lat. Później obietnica ta była nieważna.
A on zrezygnował. Porzucił nadzieje i marzenia. Odpuścił sobie. Dlatego może spełnić tą obietnicę. Ponieważ kiedy wyjdzie z tej klasy nie będzie już nic. Będzie mógł zapomnieć i żyć tak jak wcześniej.
Ostatni raz dotknął klawiszy i przestał się ruszać. Dłonie mu drżały ale nie przejmował się tym. Spojrzał na sufit uśmiechając się blado kiedy obraz zaczął mu się zamazywać. Przetarł oczy i wstał rzucając okiem w kierunku swojego ucznia. John siedział wpatrzony w niego szeroko otwartymi oczyma z których leciały łzy. Wypuścił głośno powietrze z płuc i podszedł do drzwi.
- Dlaczego?- Usłyszał za sobą cisze pytanie.- Dlaczego zagrałeś?- Didier zacisnął mocno zęby i przekręcił kluczyk. Otworzył drzwi i wyszedł na zatłoczony korytarz. Znajdowali się tam chyba wszyscy uczniowie tej szkoły. Na przedzie Luigi, Johen, Colette oraz pielęgniarka szkolna. Spojrzał na nich i uśmiechnął się delikatnie. Ominął ich wychodząc bez słowa ze szkoły.
Poddał się…
Miał dosyć…
Odpuścił…
Po chwili z klasy jak poparzony wyleciał John. Rozejrzał się dookoła jakby czegoś szukał po czym upadł na kolana łapiąc się mocno za głowę. Ciągle przed oczyma widział jego łzy kiedy grał na fortepianie. Jego łzy oraz uśmiech goszczący na twarzy. Nie wiedział dlaczego ale obraz ten bardzo go zabolał.
Przez korytarz przedarł się jego donośny krzyk, który urwał się dokładnie w tym samym momencie kiedy stracił przytomność.
**************************************
Hej, hej, hej... czy ktoś to w ogóle czyta??
Podobał wam się ten rozdział czy może jednak nie?
Pozdrawiam
Gizi03031:* 














3 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniały rozdział, John poznał prawdę o przyjaciołach, mam nadzieję, że to nie skończy się tragicznie i Didier nie targnie się na swoje życie, oddał kluczyki do mieszkania więc musieli mieszkać razem, wyprowadzkę z pokoju to jeszcze rozumiem, a potem obietnica... poddał się już całkowicie... ale co teraz? czy chociaż teraz jak grał to tą obietnicę sobie przypomniał?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, cieszę się, że John poznał prawdę o przyjaciołach, mam nadzieję, że nie będzie tragicznie i Didier nie targnie się na swoje życie... oddał mu klucze do mieszkania więc wniosek jeden - musieli mieszkać razem... wyprowadzkę z pokoju to jeszcze rozumiem, a potem ta obietnica... poddał się już całkowicie... czy teraz jak grał to tą obietnicę sobie przypomniał?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, dobrz, że John poznał prawdę o przyjaciołach, mam nadzieję, że nie będzie tragicznie... niech no tylo Didier nie próbuje targnąć się na swoje życie... oddał mu klucze do mieszkania... więc czyżby mieszkal razem... wyprowadzkę z pokoju to jeszcze rozumiem, czy teraz jak grał to tą obietnicę sobie przypomniał?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń