sobota, 7 stycznia 2017

3. „ Festyn nad morzem”. 3

Hejka:)
Bez większych wstępów i marudzenia dodaje kolejny rozdział:)
Zapraszam do czytania:)
******************************************
Pokój w którym przebywali wypełnił się gorącym powietrzem. Stężenie dwutlenku węgla
w powietrzu było dość wysokie. W środku było słychać tylko ich oddechy. Nic więcej. Po korytarzu za drzwiami ktoś właśnie przebiegł śmiejąc się głośno.
Didier wypuścił głośno powietrze i opuścił ramiona w dół patrząc na swoje stopy. John się dowiedział. Odkrył kolejny sekret. Ale jak? Kto mu powiedział? Spojrzał na niego i oparł dłonie za sobą. Uśmiechnął się delikatnie.
- O czym ty opowiadasz? Za bardzo nie rozumiem. Czyżbyś przypadkiem nie wziął za dużo swoich leków?- Zapytał kpiąco. Może jednak to były domysły chłopaka i nie poznał prawdy. Zawsze można spróbować. Szybko odgonił od siebie te myśli kiedy spojrzał na twarz swojego współlokatora.
- Didier!
- Cofnij się.- Warknął patrząc na stopę ciemnowłosego, która jeszcze kilka milimetrów
i znalazła by się na jego terenie, a na to nie mógł pozwolić. Na swoim terenie był… bezpieczny.
- Nie rób ze mnie wariata! Cruncher mi o tym powiedziała!- Wykrzyczał mu w twarz. Didier ściągnął brwi marszcząc przy tym czoło. Przetarł dłońmi po twarzy po czym jęknął głośno.
- Co chcesz abym ci powiedział? Co? Czego ode mnie oczekujesz?- Zapytał spokojnym głosem chociaż w środku się w nim gotowało.
- Prawdy! Chcę prawdy!
- Wkurwiasz mnie! To jest prawda! To, że mnie wkurwiasz!- Krzyknął zrywając się na równe nogi. Podszedł do stolika zatrzymując się przed nim. On granic nie przekraczał.- Tak! Połamałeś mi palce! I to przez ciebie nie mogę grać na żadnym instrumencie! I to ja nauczyłem cię grać na fortepianie! Sam o to poprosiłeś! Szkołę ci tylko zaproponowałem! Sam tutaj przylazłeś!- Wykrzyczał mu prosto w twarz. Oddychał głośno i z całych sił przytrzymał swoje ciało przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu.- Coś jeszcze sobie mości książę życzy wyjaśnić?
- Co cię łączy z Edgardem?- Zapytał patrząc hardo w oczy chłopaka. Zauważył malujące się zaskoczenie na jego twarzy. Zrobił krok do tyłu jakby nie spodziewał się od niego tego pytania.
W sumie sam się sobie dziwił. Co go obchodziły relacje pomiędzy Żabolem a tamtym facetem?
- Po co ci to wiedzieć?
- Jak ty mi nie powiesz to zapytam tego całego Edgarda.
- Noż kurwa jego mać!- Krzyknął i kopnął z całej siły w stolik, który ich odgradzał od siebie.- Raz w tygodniu obciągam mu tak dla zasady! Zadowolony?!
- Didier!- Od strony drzwi dobiegł ich krzyk Luigi’ego. Nawet nie spojrzeli w tamtą stronę.
- Lui nie mieszaj się!
- O co wy się znowu kłócicie?- Johen wszedł do pokoju jak do siebie i zamknął drzwi za sobą oraz Luigi’m. Spojrzał to na jednego to na drugiego, ale nie uzyskał odpowiedzi.- No ja słucham?
- Masz jeszcze jakieś pytania? To się kurwa swoich przyjaciół pytaj, a ode mnie się odjeb.- Warknął chłopak i podszedł do swojego biurka wyciągając z niego MP4. Drżącymi palcami zabrał się za rozplątywanie kabelków od słuchawek.
- Nawet się nie waż zakładać tych jebanych słuchawek na uszy! Jeszcze nie skończyliśmy…!
- Owszem. Skończyliśmy.- Didier wcisnął przycisk Play pozwalając ostrym dźwiękom heavy metalu drażnić jego uszy. Nie przepadał za taką muzyką. Ale tylko ona pozwalała mu nie myśleć.
Położył się na swoim łóżku tyłem do nich i zamknął oczy.
John gapił się na jego plecy oddychając ciężko. Spojrzał na Luigi’ego i pokazał palcem na plecy Francuza. Zmielił pod nosem kilka przekleństw i wplótł palce we włosy. Zacisnął się na nich mocniej i zaczął podskakiwać na dwóch nogach, krzycząc i wyrywając sobie włosy. Miał już tego wszystkiego dosyć! Wszyscy o czymś wiedzieli, ale każdy milczał! Kogo by się nie zapytał zawsze powiedział mu jakąś ciekawostkę z jego życia o którym zapomniał (zawsze był za to ogromnie wdzięczny), ale nikt nie mówił mu tego co tak naprawdę chciał wiedzieć.
Wszyscy milczeli nabierając wody w usta, a on tak bardzo się męczył próbując sobie przypomnieć… Przypomnieć kim jest osoba, z którą się spotkał w dzień swojego wypadku. Wiedział tylko, że z kimś się spotkał. Pokłócił się z tą osobą, a kiedy wyszedł z restauracji w której się spotkali wpadł na Didier ’a, który wracał z księgarni. Postanowili wrócić razem do akademika. Na pasach potrącił ich samochód. Didier zarobił bliznę nad lewą brwią. Miał złamanych kilka żeber no i miał złamaną lewą rękę. A on… on stracił pamięć. Nawet Didier mówił, że nie wiedział z kim tamten się spotkał. Nikt nie wiedział… ale on im nie wierzył.
Wszyscy kłamali ukrywając przed nim jego wspomnienia. Chcieli je sobie przywłaszczyć… Ukraść je…
- Już się uspokoiłeś?- Zapytał Luigi siadając na podłodze centralnie na żółtej linii. Johen usiadł naprzeciwko niego. Wszyscy mogli przekraczać granice tylko nie owa dwójka, których one dotyczyły.
- Pieprz się.- Warknął  i rzucił na stół pomięty wcześniej przez Francuza kawałek papieru.

^^~^^

Colette wraz z niską dziewczyną o brązowych włosach sięgających jej do ramion i wielkich brązowych oczach spoglądających na wszystkich zza okularów w niebieskiej oblamówce stały przy wejściu do szkoły.
- Judith jak go zobaczysz to daj znać.- Poprosiła przyjaciółkę. Ona i Judith Wonderwold znały się od pierwszej klasy gimnazjum. Od tamtego czasu trzymały się razem.
- Spoko.- Powiedziała cichym głosem dziewczyna i wgryzła się w orzechowe, kruche ciastko z rodzynkami. Uniosła głowę do góry i pokazała na coś palcem. Coś co było ciężko widoczne nawet dla wysokiej osoby, ale ta mała istotka jakoś sobie z tym poradziła.
Colette powiodła wzrokiem za jej palcem i skrzywiła się na twarzy. Jej brat znowu gdzieś szedł z tym głupim, skórzanym typkiem! Nienawidziła tego chłopaka.
Złapała przyjaciółkę za rękę i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego brata, który szedł
w stronę wyjścia. Za nim jak cień szedł Edgard pogwizdując głośno. Przecisnęła się jeszcze przez kilka osób i wyprzedzając swojego brata zastąpiła mu drogę.
- Co jes…- Didier urwał w połowie zdania i spojrzał zaskoczony na swoją siostrę. Wypuścił głośno powietrze i zerknął na chwilę w stronę chłopaka. Dziewczyna nie widziała w tym momencie jego twarzy, ale typek za jego plecami kiwnął głową i przystanął.- Co jest?
- Znowu z nim idziesz.- Nie zapytała. Stwierdziła. Didier zacisnął dłonie w pięści.
- Idę.
- Przestań.
- Wiesz, że to nie jest takie łatwe.
- Brat! Przestań już! On ma dziewczynę! Niech ta cała Amanda mu obciąga, a nie ty!- Krzyknęła zdenerwowana. Spojrzała nad głową brata i otworzyła szeroko oczy. Cofnęła się o krok
i zasłoniła zaskoczona usta. Didier cały sztywny odwrócił się powoli w stronę, w którą patrzyła. Drgnął i uderzył otwartą dłonią o czoło.
- Świetnie, kurwa. Świetnie. Dzięki siostra.- Warknął kiedy dojrzał za Edgardem Luigiego, Johen ’a, John ’a oraz Amandę. Ta ostatnia zerknęła na Didier ‘a i wypuściła głośno powietrze po czym podeszła w jego stronę. Stanęła z nim twarzą w twarz.
- Skoro już wszystko wyszło na jaw, żaden z was nie będzie miało pretensji abym nie musiała się już spotykać z tym typkiem.- Stwierdziła mówiąc to bardzo głośno. Za głośno jego skromnym zdaniem.
- Nie taki był układ. Miało być do czasu aż sobie nie przypomni.
- Za chwilę sobie przypomni. Męczyło mnie to ciągłe udawanie i spanie z nim.- Powiedziała
i cofnęła się kilka kroków do tyłu po czym stanęła koło Edgarda. Ten objął ją ramieniem.- Mam nadzieję, że nieźle zająłeś się moim chłopakiem.
- Nikt nie obciąga tak jak ty kotek.- Powiedział chłopak i pocałował ją w czubek głowy.
- Się wie. Panowie…- Zaczęła i zwróciła się w stronę chłopaków, z którymi tutaj przyszła.- Resztę pozostawiam w waszych rękach.- Dodała i odeszła nie odwracając się w ich stronę. Didier
w dość powolny sposób spojrzał w stronę swojego współlokatora, który stał sztywno i gapił się przed siebie marszcząc przy tym czoło. Zaklął w duchu.
To nie tak miało być!
Spojrzał na siostrę, która skuliła się pod siłą jego spojrzenia.
- Ja nie chciałam…- Szepnęła cicho. Chłopak potargał delikatnie jej włosy po czym uśmiechnął się blado.
- Spoko. Idziemy gdzieś?- Zapytał. Dziewczyna otworzyła zaskoczona oczy. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania.
- Zostajesz.- Padła chłodna odpowiedź. Gdyby Didier nie był uwieszony ramienia siostry pewnie by się przewrócił. Spojrzał za siebie. Przez chwilę miał wrażenie, że John, którego znał wrócił. Ale to pewnie był tylko przebłysk wspomnienia. Coś co nie ma prawa bytu.
- Bo?- Zapytał zaczepnie. Jedno krótkie spojrzenie sprawiło, że po jego plecach przebiegł zimny dreszcz. John spojrzał na swoich przyjaciół i kiwnął im głową dając w ten sposób znać, że również mają za nim pójść. Bez słowa ruszył w stronę plaży, na której odbywał się dzisiaj festyn. Colette jeszcze raz przeprosiła brata po czym patrzyła na jego oddalające się plecy.
- Przesadziłaś.- Rzuciła z wyrzutem Judith.
- Wiem! Skąd miałam wiedzieć, że on się tam pojawi?!
- Trzeba umieć patrzeć.
- Patrzę!
- Tak jak zawsze? Ty byś przegapiła kolesia przebranego za Pokemona nawet jeżeli stanął by przed tobą i zapytał o drogę.
- Nie przesadzaj!
- Pożyczyć ci moje okulary?
- Wal się!
- Nie siebie ale mnie.- Odparła Judith i odeszła bez słowa w sobie znanym kierunku. Lubiła Colette. Od kiedy spotkały się po raz pierwszy zaprzyjaźniły się, ale dziewczyna czasami zachowywała się w bardzo nieodpowiedni sposób. Tak jak na przykład teraz. Przecież dobrze wiedziała jak jej brat, Luigi, Johen oraz rodzice John ‘a starali się o to, aby ten odzyskiwał pamięć stopniowo.
Sama dobrze pamiętała jak to było. Chłopak chodził z tą całą Amandą przez rok w gimnazjum. Byli w sobie tak bardzo zakochani. A przynajmniej on tak myślał. Po roku dowiedział się, że spała z Jackobem, Carlay’em, Seth’em, Edgardem, Cordelią i jakąś Niki. O tych ludziach wiedzieli, ale ilu ich było naprawdę…
No cóż. Po tym jak przyłapał ją z Edgardem w magazynku na sprzęt sportowy pobił się
z chłopakiem, ją wyzywał od dziwek, szmat, kurw i innych różności po czym się załamał. Pół roku dochodził do siebie. Zaczął pić. Nawet palić! Ha! Zakochani ludzie są głupi, nie ma co. No i właśnie w momencie tego całego swojego bycia ale nie bycia złamał palce Didier’a. Nauczyciele na prośbę Francuza nie wnieśli tej sprawy wyżej. Tak samo rodzice chłopaka.
No i później właśnie Luigi, Johen i o dziwo Didier sprowadzili go na dobrą drogę. Ale to jest półtora roczna historia. To za dużo aby John przyjął to ze spokojem.
Wypuściła głośno powietrze i wgryzła się w ciastko.

**
Spojrzał na nich z furią w oczach. Starał się nie krzyczeć… na razie. Nie interesowało go piękne otoczenie, które w normalnych chwilach zaparłoby mu dech w piersiach. Nie mógł zobaczyć tego pięknego obrazka na plaży na jakiej się właśnie znajdował. A szkoda. Gdyby tylko na chwilę oderwał wzrok od przyjaciół mógłby zobaczyć jak woda pięknie mieni się w blasku zachodzącego słońca. Jak drzewa po drugiej stronie brzegu kołyszą się delikatnie na wietrze. Gdyby tylko spojrzał w stronę jeziora… Widział tylko ich zakłopotane spojrzenia, które na dobrą sprawę nie wiedziały gdzie się miały podziać.
- Długo mam czekać?- Zapytał. Spojrzeli po sobie by dopiero później obdarzyć do przepraszającym spojrzeniem. Didier trzymał się na uboczu i nie zerkał w ich stronę. Patrzył w stronę czarnej toni. Myślał nad czymś. John warknął cicho pod nosem. Dlaczego denerwowało go to, kiedy chłopak go ignorował?
- John, ale my naprawdę nie wiemy co mamy ci powiedzieć.- Zaczął spokojnie Luigi. Wypuścił głośno powietrze z płuc kiedy kumpel obdarzył go bardzo chłodnym spojrzeniem.- Didier…- Zaczął i spojrzał przez swoje ramie. Chłopak obdarzył go pustym spojrzeniem. Przez ułamek sekundy na jego twarzy zagościł ból, który sprawnie został ukryty pod maską obojętności, którą ostatnimi czasy chłopak przybierał notorycznie. Wypuścił głośno powietrze z płuc i ponownie spojrzał w stronę jeziora.
- Zerwałeś z Amandą po roku chodzenia. Okazało się, że zdradzała cię wszędzie i z wszystkimi. Przyłapałeś ją z Edgardem. Po tym zaczęło ci odbijać. Uspokoiłeś się po jakimś czasie. Od cała historia.
- Cała?! Jak cała?! Skoro z nią nie byłem to dlaczego…?- Urwał kiedy stojąca przed nim trójka obdarzyła go tym dziwnym rodzajem spojrzeniem. Drgnął i cofnął się o krok. Nie znosił kiedy tak na niego patrzyli. Jakby pytał o coś bardzo oczywistego. Jakby omijał prawdę mimo tego, że ta była na widoku. Starczyło tylko po nią sięgnąć, a on ślepy jej nie zauważał i przechodził dalej.- To wasza sprawka? Tak? Wy to uknuliście?
- To nie było trudne.- Powiedział Didier i wzruszył obojętnie ramionami. Niech wszyscy myślą, że to nie było trudne. Bo dla niego… dla niego to była masakra…
- Co nie było trudne? Nakłonienie Amandy do ponownego chodzenia ze mną?- Zapytał. Didier zaśmiał się cicho pod nosem.- Czemu kurwa rechoczesz?!
- Amanda? Na tym skończmy nasze zwierzenia.- Powiedział i odwrócił się do nich plecami zmierzając w stronę miasteczka. Zatrzymało go gwałtowne szarpnięcie. Odskoczył jak poparzony od trzymającego go chłopaka.
- No chyba nie!
- Chłopaki….?- Zapytał Didier zerkając nad ramieniem niebieskowłosego. Johen oraz Luigi patrzyli na niego zagubionym spojrzeniem. Sami nie wiedzieli co mieli w tej kwestii zrobić. To nie oni wyznaczali granice… Chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał w te przenikliwe niebieskie oczy. Dlaczego to on miał sobie radzić ze wszystkim sam? W końcu to oni byli jego przyjaciółmi, a nie on. Nawet rodzice John’a oczekiwali, że chłopak nadal będzie pomagał im w leczeniu ich syna. A on ich nawet nie lubił! Gdyby to od niego zależało wykrzyczałby mu wszystko prosto w twarz i odszedł zostawiając go w tym miejscu samego. Ale nie był takim człowiekiem. Nie potrafił się przemóc. W końcu sam wyznaczył granice. - Coś jeszcze „Panie z czteroletnią luką w pamięci”?- Zapytał. Zaciągnął się głośno powietrzem kiedy jego lewy policzek zapiekł od wymierzonego ciosu. W jego oczach stanęły łzy. Przełknął je głośno nie patrząc w ich stronę.
- Nie waż się tak do mnie mówić ty lachociągu zajebany. Zdechnij. I tobie podobne cioty. Sam się dowiem tego czego chcę się dowiedzieć.- Wycedził przez zaciśnięte zęby John i wyminąwszy go ruszył w stronę miasteczka. Gdyby tylko się odwrócił zobaczyłby jak tak bardzo znienawidzony przez niego Żabojad upada na kolana zanosząc się cichym szlochem.
John nie odwrócił się. Wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Miał wrażenie że jest cięższa niż wcześniej. Wkurwiony na cały świat i siebie udał się w stronę Akademika.
Dlaczego miał wrażenie, że zrobił coś niewybaczalnego? Odnosił wrażenie, że z każdym dniem pogrążał się w bezdennej otchłani. I kiedy tylko odzyska wspomnienia będzie chciał aby piekło go pochłonęło. Ale co on takiego robił? Chciał tylko odzyskać wspomnienia. Czy prosił o tak wiele?  Przemierzając szybko ciemną alejkę dojrzał przed sobą pewną ciemną postać. W ciemnościach zamajaczyły białe nauszniki zarzucone na szyję. Przyspieszył kroku.
- Colette?- Zapytał cicho. Dziewczyna drgnęła i spojrzała w jego stronę.
- John?- Zapytała. Rozejrzała się dookoła jakby jeszcze kogoś szukała, ale kiedy upewniła się, że chłopak jest sam znowu spojrzała w jego stronę.- John.- Powtórzyła jego imię.
- Um… Colette?
- Tak mam na imię.- Powiedziała i zaśmiała się z jego zagubionej miny.- Wybacz. Wybacz. Coś się stało?
- Możemy porozmawiać?
- Jasne. O czym?- Zapytała uśmiechając się delikatnie.
- Chce wiedzieć wszystko o mnie, Amandzie, Edgardzie oraz o tym jak połamałem palce twojemu bratu? Dlaczego byłem z nim na tym koncercie? Dlaczego uczył mnie grać na pianinie… fortepianie… chuj…- Warknął. Dziewczyna zaśmiał się cicho do swoich myśli i rozejrzała się po alejce w jakiej się znajdowali.
- Brat mnie zabije jeżeli się dowie, że teraz z tobą rozmawiam, a jak już bym miała odpowiedzieć na twoje pytania…
- W dupie mam twojego brata!- Warknął. O dziwo dziewczyna się nie wystraszyła tylko zaczęła znowu się śmiać.- Masz rozdwojenie jaźni?
- Kiedyś zrozumiesz.- Powiedziała. Wypuściła głośno powietrze z płuc i spojrzała na niego smutnym wzrokiem.

Colette szła wraz z nowo poznaną koleżanką przez plac dźwigając ze sobą kosz z piłkami do siatkówki. Miały to odnieść do magazynu za szkołą. Podobało jej się tutaj. Szkoła była fajna. Był tutaj jej brat… jej brat, który z nieznanego jej powodu zamknął się w sobie i nie chciał rozmawiać z nikim. Co przerwę znikał w Sali muzycznej i raczył wszystkich uczniów tej szkoły swoją przepiękną grą.
- Ty puszczalska zdziro!- Usłyszała krzyk dobiegający z magazynka do którego zmierzały. Spojrzała na swoją towarzyszkę, ale tamta zajadając się ciastkiem gapiła się w niebo. Chyba nie przywiązywała zbytnio uwagi do tak przyziemnych spraw jak ta, która właśnie odgrywała się
w magazynku.
- O co ci znowu chodzi? Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało…
- Wcześniej?! Wcześniej?! Mówisz, że wcześniej też się kurwiłaś lachociągu zajebany?!
- Nie mów tak do mnie! Jak ci obciągałam to ci się podobało!
- No ja pierdole, kurwa jego mać!- Usłyszała krzyk i drzwi z hukiem otworzyły się na oścież. Koło nich szybkim krokiem przeszedł znany jej tylko z wyglądu chłopak. John White. Zaciskał mocno usta. W oczach zbierały się łzy.
Colette zerknęła do magazynu i drgnęła zaskoczona. Na jednym z materaców leżał chłopak bez koszulki. Obok niego siedziała dziewczyna w spódnicy i bez bluzki. Koło niej leżały również majtki…
- Kontynuujemy?- Zapytała dziewczyna. Chłopak zerknął na nią i uśmiechnął się delikatnie. Po chwili spojrzał w stronę dwóch pierwszoklasistek które stanęły w przejściu do magazynku. Uśmiechnął się jak psychopata.
- Chcecie się dołączyć?- Zapytał. Colette pokręciła przecząco głową. Jej koleżanka ciągle gapiła się w niebo. Ciekawe czy ta dziewczyna wiedziała co się dookoła niej działo.
Tak właśnie Colette poznała John’a, Amande oraz Engarda.

Dziewczyna przyglądała się uważnie każdej jego najmniejszej zmianie w mimice twarzy oraz ciała. Wiedziała, że jeżeli zacznie się dziwnie zachowywać musi niezwłocznie przerwać i zadzwonić do brata aby ten dostarczył tutaj jego leki. Wtedy wszystko się wyda… Didier ją zamorduje…
- A więc o to mu chodziło- Powiedział John wypuszczając głośno powietrze z płuc i patrząc na gwieździste niebo.
- O co?
- Jakieś pół godziny temu powiedziałem przy twoim bracie „Amanda”. A on zaskoczony powtórzył to imię i stwierdził, że koniec tematu…
- No wiesz… przeważnie jak przypominałeś sobie jedną rzecz to się jej trzymałeś i ta przypomniana rzecz była rozwinięta. Ale jak dowiedziałeś się o Amandzie nie przypomniałeś sobie za pewne całej historii i nadal nazywałeś ją Amandą, a nie tak jak po tym zdarzeniu które ci właśnie opowiedziałam.
- A jak na nią wtedy mówiłem?
- Pomyśl… przypomnisz sobie…
- Proszę ja ciebie. Nie każ mi wysilać swojej mózgownicy, aby móc sobie przypomnieć jak mówiłem na tą kurwę.- Warknął chłopak ukrywając twarz w dłoniach.
- I widzisz? Szybko sobie przypomniałeś.- Uśmiechnęła się delikatnie. John spojrzał na nią zza swoich palców zaskoczony. Szli w milczeniu jakiś czas po czym usiedli na pierwszej lepszej, wolnej ławce jaką znaleźli po drodze. John spojrzał na bezchmurne niebo. Jakaś samotna gwiazda zakończyła swój długi żywot przecinając ciemny nieboskłon. Chcę odzyskać wszystkie wspomnienia. Pomyślał gapiąc się na gwiazdę. Po chwili wyśmiał sam siebie. Co on? Głupi dzieciak jest aby uwierzyć, że jakaś głupia spadająca gwiazda spełni jego życzenie?
- I co było dalej?- Zapytał chłopak kiedy dziewczyna nie kontynuowała wypowiedzi. Spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
- Wybacz. Zamyśliłam się. Teraz usłyszysz część której wręcz nienawidzę. Szczerze…?- Zapytała i spojrzała na niego chłodnym spojrzeniem.- Chciałam cię wtedy zabić.
- Co? O co…
- Za chwilę się dowiesz.


(w tym momencie proponuję posłuchać tego utworu https://www.youtube.com/watch?v=jMMYoLwxU7Q )

Colette siedziała na małym krzesełku koło pianina, przy którym siedział jej jedyny brat. Jak zawsze na długiej przerwie śniadaniowej zamknął się w tej klasie i grał spokojne melodie. Dziewczyna w ogóle zauważyła, że jej brat lubi grać w samotności. Od kiedy przyszła za nim do tej szkoły nigdy nie wiedziała, aby z kimś gadał. Zawsze zamykał się w tej klasie. Czasami do niego przychodziła
i słuchała, a czasami pozwalała mu grać w samotności.
- To piosenka na twój nowy konkurs?- Zapytała kiedy piękna melodia zakończyła się jednym delikatnym dźwiękiem. Chłopak spojrzał na nią uśmiechając się od ucha do ucha. Tak. To coś co robił bardzo rzadko, ale kiedy już to robił… był uroczy.
- Tak. Muszę ją jeszcze trochę dopracować.
- Oj tam. Już z takim zapleczem na pewno wygrasz i dostaniesz się dzięki temu do wymarzonego liceum. Przecież ty masz talent. Nie to co ja.
- Przesadzasz.- Uśmiechnął się do niej kiedy ta smutna opuściła głowę.- Chciałbym mieć twoje zdolności aktorskie. Mógłbym robić ludzi w bambuko tak jak ty to teraz robisz spryciulo mała.- Dodał. Dziewczyna podniosła głowę do góry i wyszczerzyła się szeroko.
- Zagraj ją jeszcze raz.- Poprosiła. Chłopak kiwnął głową i przykładając palce do klawiszy zamknął oczy. Po krótkiej chwili pomieszczenie wypełniały przyjemne dźwięki instrumentu. Bujała się na boki oglądając mini występ swojego brata. Drzwi do klasy otworzyły się z głośnym hukiem. Didier nie przestał grać. Nigdy nie przestawał. Dla niego to było hańbiące. Przerwać w połowie piosenki przez jakieś głupie przyziemne problemy.
Colette spojrzała na przybysza i aż skrzywiła się z niesmakiem. W przejściu stał John dysząc ciężko jakby przebiegł kilka kilometrów. Za nim stała ta zawsze nieodstępująca go dwójka. Włoch
i Niemiec.
- Oj! Żabol!- Warknął chłopak. Dziewczyna spojrzała na brata, który nie przestawał grać
i nawet nie raczył swojej „widowni” obdarzyć krótkim spojrzeniem.- Pierdolony pedale mówię do ciebie!- Wydarł się i podszedł do niego. Dziewczyna drgnęła. Dlaczego on tak wyzywał jej brata
i mówił, że ten jest… pedałem. Nie. Nie uważała, że to coś złego, ale nie rozumiała dlaczego ten tak go nazwał. Wpatrywała się w twarz brata. Zmarszczył czoło i zmrużył oczy. Był podenerwowany, ale
i przerażony. John zatrzymał się przy pianinie i szturchnął Didier’a.- Przestań napierdalać w te klawisze! Już mam dosyć słuchania tego dennego jazgotu co przerwę!- Krzyczał. Przyglądał mu się przez chwilę. Na jego czole wyskoczyła niebezpieczna żyłka, kiedy chłopak nadal nie przestawał grać.- A chuj ci w dupę!- Ryknął i z impetem zamknął klapę od klawiszy. Muzyka ucichła zastąpiona przeraźliwym krzykiem.
- DIDIER!- Colette podbiegła do brata odpychając po drodze niebieskowłosego. Chłopak opierał czoło o pianino. Jego ręce luźno zwisały wzdłuż jego ciała. Drżał.
- John! Coś ty zrobił?!- Chłopak Niemieckiego pochodzenia podbiegł do kumpla i złapał go za ramie. Ten cały sztywny gapił się na jasnowłosego.
- Didier! O Boże… Didier… twoje… twoje palce…- Z ust dziewczyny wydobył się głośny szloch. Chłopak bardzo powoli okręcił głowę w bok i z załzawioną twarzą spojrzał na siostrę. Uśmiechnął się delikatnie i krzywiąc się z bólu przygryzając wargę uniósł prawą rękę do góry. Położył jej delikatnie dłoń na głowie.
- Nie… płacz… głupia… - Powiedział z ledwością łapiąc oddech.- To tylko palce….
-To jest całe twoje życie! Twoje marzenia! Jak możesz mówić, że to tylko palce?! Didier!- Krzyknęła kiedy chłopak nieprzytomny osunął się powoli na podłogę. Złapała go za ramiona próbując go ocucić.- Jakim prawem? Jakim prawem?! To, że dziewczyna cię zdradziła i zniszczyła ci jakąś część życia nie znaczy, że i ty masz niszczyć życie i marzenia innych!- Krzyczała nie patrząc w ich stronę. Spojrzała na dłonie brata i drgnęła kiedy zobaczyła białe elementy jego kości przebijające się przez mięśnie i skórę. Załkała. Tego już nic nie naprawi. Jej brat…- TY ŚMIECIU!!!!!- Wydarła się i rzuciła z drobnymi pięściami w stronę niebieskowłosego.

Colette spojrzała na swojego milczącego towarzysza. John przyglądał się swoim dłonią myśląc o czymś zawzięcie. Dłonie mu się trzęsły. Marszczył czoło i zaciskał mocno usta. Próbował sobie przypomnieć to zdarzenie, ale nie mógł. Kiedy już miał wrażenie, że jest blisko boleśnie zderzał się z niewidzialną ścianą, której nie mógł przekroczyć z której strony by do niej nie podszedł. To było takie frustrujące uczucie. Wiedział, że odpowiedź jest za tą ścianą, ale jak miał ją przejść skoro nie widział jej końca, w którą stronę by nie spojrzał. Musi coś wykombinować, bo jak nie to zwariuje. Nie ma to jak trafić do psychiatryka, bo zwariował przez utratę wspomnień. Przynajmniej rodzice mogliby go codziennie odwiedzać. Rodzice? Dlaczego na samą myśl o nich miał ochotę zwrócić cały swój posiłek i do tego krzyczeć w niebo? Przecież to są jego rodzice, nic mu nie zrobili, ale na samą myśl o nich zalewała go nieopisana złość. Pokręcił przecząco głową. Nie będzie sobie teraz zaprzątał tym myśli. Musi się dowiedzieć więcej. Póki może.  Drgnął i spojrzał na nią przerażonym spojrzeniem.
- Na dzisiaj już chyba wystarczy.
- Nie! Proszę. Opowiedz mi więcej.- Niebiesko włosy wstał gwałtownie kiedy usłyszał, że na dzisiaj już koniec. Dziewczyna popatrzyła mu w oczy.
- Wystarczy. Naprawdę.
- Colette…
- Colette!- Obydwoje drgnęli na dźwięk tego głosu. W dość powolny sposób odwrócili się
w stronę, z której właśnie szybkim krokiem podchodził do nich nie kto inny jak Didier. Chłopak zatrzymał się przy nich oddychając ciężko. Spojrzał na siostrę złym spojrzeniem.- Czy ty wiesz która jest godzina?! W tej chwili wracaj do internatu!- Wydarł się. Dziewczyna zerknęła na zegarek na swojej ręce i przeklęła cicho pod nosem używając języka francuskiego. Za pół godziny zamkną bramę. A oni są poza terenem placówki.
- No na co czekamy. Ruchy! Ruchy!
- Gdyby nie ty już dawno bym sobie smacznie spał!- Warknął Didier. Nawet nie patrzył na towarzyszącego jej chłopaka. Z daleka go poznał, ale jakoś nie chciał wiedzieć co oni razem robili w takim miejscu i co najlepsze o tej porze. Ich miny mogłyby mu wiele powiedzieć gdyby tylko chciał się w nich zagłębić, ale on najnormalniej postanowił mieć ich głęboko gdzieś. Musiał tylko odstawić siostrę do Akademika. Bardzo się zdziwił kiedy pół godziny temu wpadł do niego do pokoju Opiekun Akademika i powiedział mu, że jego siostra nie wróciła jeszcze do pokoju. Od razu domyślił się gdzie jest. Zasze kiedy chciała o czymś pomyśleć przesiadywała w tym parku. Wiedział, że tutaj będzie. Ale nie wiedział, że spotka tutaj tego osobnika. Stęknął głośno kiedy chłodne powietrze podrażniło mu odkrytą szyję. Opatulił się szczelnie bluzą. Dziewczyna potargała mu delikatnie włosy i otworzyła szerzej oczy.
- Kąpałeś się już?
- Tak. Dobra idziemy.- Warknął i ruszył przed siebie nie patrząc nawet na swojego współlokatora, który przyglądał mu się uważnie. Dziewczyna wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się złośliwie.
- John dit , " je l'aieudans le Cul " quand je l'habitudevotre nom . Je pensaisque vous l'aviezdans le cul et la bouche. John , mais pas la totalitédumorceau de viande . Cette pièce cachéedans sonpantalon.- Zawołała za bratem, który przystanął jak wryty i odwrócił się gwałtownie w stronę siostry, która dokładnie w tym samym momencie go wyminęła.
- Colette!- Krzyknął cały czerwony na twarzy.- Ty zboczona kretynko!- Dodał i ruszył szybkim krokiem za nim.
John przyglądał się tej całej sytuacji i doszedł do jednego wniosku.
Musi nauczyć się Francuskiego albo chociaż zapisać na jakiś szybki kurs. Żałował, że w ich szkole nie było możliwości nauki tego języka. Spojrzał na plecy odchodzącego rodzeństwa. Syknął cicho pod nosem i kopiąc pobliski kamień ruszył za nimi w stronę Akademika. Zmarszczył czoło niezadowolony. Dziewczyna właśnie coś o nim powiedziała co wprawiło tego Żabola w taki a nie inny nastrój. A skąd wie, że mówiła o nim. Ponieważ z całego jej wywodu wyłapał swoje imię „John”. Ciekawe co mu powiedziała, że ten chłopak tak uroczo zareagował…
Uroczo?!
O Kurwa. John lecz się! Za dużo czasu spędzasz z tym pedziem!

 ***************************************************
Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu:)
Pozdrawiam i zapraszam z tydzień:)
Gizi03031




3 komentarze:

  1. Hej,
    rozdział wspaniały, myślałam, że może spotkał się z Edgarem, jak się okazało Amanda jest dziewczyną Edgara, Didera bardzo bolą słowa Jona, załamał się po tym i przyjaciele bardzo mu pomogli, aż płakać mi się chce, to były jego marzenia, a John po prostu się na nim wyrzył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział jest wspaniały, okazuje się, że Amanda jest dziewczyną Edgara, och biedny Dider bardzo bolą go słowa Jona, po tym wszystkim się załamał i przyjaciele bardzo mu pomogli, to były jego marzenia, a John to po prostu się na nim wyrzył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział fantastyczny, no pięknie Amanda jest dziewczyną Edgara, te słowa Johna sprawiły wielki ból Diderowi, załamał się ale przyjaciele byli przy nim i go wspierali, to były jego marzenia, a John tak po prostu się na nim wyrzył...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń