niedziela, 15 stycznia 2017

4. „Dziwne sny”. 4.

Hej!Zapraszam na kolejny rozdział.
-**************************************
John siedział na trawniku niedaleko ich internatu. Spoglądał w niebo uśmiechając się delikatnie. Kilka niesfornych promieni słońca odbiło się od jego okularów. Zmarszczył delikatnie nos mrużąc przy tym oczy. Uśmiechnął się delikatnie. Palce jego lewej ręki pocierały o coś miękkiego co znajdowało się na jego udach. Spojrzał w dół. Uśmiechnął się szeroko, kiedy jego oczy spotkały się z pięknym brązem należącym do osoby, która spoczywała na jego nogach. Właściciel pięknych oczu uśmiechnął się szeroko i wyciągnął przed siebie dłoń gładząc nią policzek należący do niebieskowłosego.
- O czym myślisz?- Zapytał delikatnie.
- O wczorajszej nocy…
- Zbok….- Chłopak zachichotał, kiedy John pocałował delikatnie jego palce. Chwycił jego dłoń w swoją i pocałował powoli każdą z kostek paliczków, na których widniały nierówne blizny. Pocałował każdą z osobna zatrzymując przy nich na chwilę usta i mruczał coś cicho pod nosem.- Nie myśl o tym… to przeszłość.
- Jak mam o tym nie myśleć skoro to przeze mnie…
- Przestań.- Chłopak stanowczo przerwał mu jego wywód. Uśmiechnął się złośliwie.- Będziesz się przejmował moimi palcami, których i tak już nic nie naprawi czy pocałujesz mnie w końcu jak należy?
- Prowokujesz.
- Gdzież bym śmiał.
- Doigrasz się.
- A co mi zrobisz?- Zapytał zaczepnie. Chłopak złapał go mocno za kark i pochylił się nad nim unosząc delikatnie jego głowę do góry.
- Już nigdy cię nie skrzywdzę. Obiecuje. A jeżeli kiedyś to zrobię to mnie walnij.
- Wiesz, że nie mogę. Za bardzo Cię kocham, aby cię bić, no i moje ręce nie wytrzymają…
- To mi zasadź kopa albo zrób BMW.
- Zbok…- Powiedział i jęknął głośno w jego usta, kiedy ten pocałował go namiętnie wdzierając się do jego ust swoim językiem.
- Didier…

John usiadł gwałtownie na łóżku łapiąc się za głowę. Zacisnął mocno palce na pulsujących bólem skroniach. Starał się unormować oddech, ale za dobrze mu to nie wychodziło. Wiedział co się za chwilę stanie ale nie potrafił nad tym zapanować. Wplótł palce we włosy i zacisnął się na nich mocno dokładnie w tym samym momencie, kiedy z jego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk wyciskając z jego płuc resztki powietrza.
Światło w pokoju zapaliło się gwałtownie.
Didier stał przerażony przy włączniku znajdującym się koło drzwi od łazienki. Przyglądał się niebiesko włosemu z szeroko otwartymi oczyma.
- John…- Jęknął głośno próbując zrobić krok na przód ale żółta taśma przypomniała mu gdzie są granice. Gdzie jest jego miejsce. Zacisnął mocno zęby i spojrzał na ściskany mocno w dłoni telefon. Przyłożył go do ucha kiedy z gardła chłopaka ponownie wyrwał się głośny jęk.
- Kurwa… Didier wiesz… aaaaahhhmmmm…. Która jest godzina?- Pytanie zadane zaspanym głosem i przerwane w połowie długim ziewnięciem doleciało jakby z oddali do umysły Francuza.
- Lui przyjdź… to znowu się stało…- Powiedział opierając się o drzwi łazienki.
- Za chwilę będę.- Powiedział już całkowicie przytomnie chłopak. Didier opuścił rękę
i przyglądał się zwijającemu się z bólu chłopakowi.
- John… oddychaj spokojnie… nie myśl o tym co sobie przypomniałeś… tak jak uczył cię lekarz… małymi kroczkami… nie ma co się spieszyć… przecież…
- ZAMKNIJ W KOŃCU TEN RYJ!!!- Chłopak nie wytrzymał i dał upust całemu odczuwanemu przez niego właśnie bólowi. To boli… tak strasznie boli… te wspomnienia sprawiają ogromny ból. Większy niż wcześniejsze… pal licho tę zjebaną głowę… ale serce… boli rozrywane na pół… dlaczego to tak boli? Dlaczego… całował… się… z … Didier’em? Wspomnienie czy sen?
- Didier co z nim?- Usłyszał głos przyjaciela. Spojrzał na trójkę chłopaków stojącą przed drzwiami od łazienki.
- Odzyskał jakieś wspomnienie, ale jeszcze nigdy tak nie zareagował… podejdź i podaj mu leki.. ja… ja…- Urwał chłopak odwracając się tyłem do siedzącego na łóżku chłopaka, którego na ten gest aż szlag trafił.
Co się z nim dzieje? Dlaczego złościł się o to, że Francuz się odwrócił. Dlaczego chciał aby to on a nie Luigi podszedł do niego podać mu leki? Dlaczego? Chciał płakać ze swojej bezradności, ale obecność osób trzecich w pokoju mu to uniemożliwiała. Przecież nie popłacze się przy świadkach jak jakaś baba. Chociaż marzył o tym, aby chociaż w ten sposób dać upust swoim uczuciom, które zżerały go od środka.
- To kurwa nie wspomnienia tylko jakiś jebany koszmar.- Warknął siadając na łóżku. Otworzył z rozmachem jedną z szuflad i wyciągnął z niej niebieskie tabletki. Luigi podszedł do niego
i podał mu wodę. Przyjrzał mu się dokładnie i uśmiechnął się zadziornie.
- To w tym koszmarze musiała być jąkać piękność.
- Co? O co… dlaczego?- Zapytał John odstawiając na biurko opróżnioną do połowy butelkę. Luigi w dość wymowny sposób pokazał brodą na jego krocze. Chłopak spojrzał tam. Przełknął głośno ślinę.- No ja pierdole!- Warknął i zerwał się na równe nogi. Cały czerwony na twarzy ruszył do łazienki. Zatrzasnął głośno drzwi.
- Didier idź spać do nas… ja dzisiaj zostanę z John’em.- Powiedział Luigi. Przyglądał się dwójce chłopaków.- Didier.
- Tak? Um… Spoko.
- Tylko łapki przy sobie.
- Proszę ja ciebie. Co ja miałbym niby z Johen’em robić? Grać w łapki czy bawić się ciuchcią?- Prychnął i podszedł do drzwi.- Możesz skorzystać z mojego łóżka.
- Ty z mojego też.- Rzucił za nim Włoch kiedy ten już zamknął za nimi drzwi. Spojrzał na swojego nowego towarzysza na dzisiejszą noc.
- Sorry…
- Spoko. I tak nic nie planowaliśmy.
- Doprawdy?
- Nom.
- A to coś nowego. Jak dla mnie wy zawsze coś planujecie…
- John ostatnio zauważył malinkę na torsie Luigi’ego. Zaczął się dopytywać czy ten ma jakąś dziewczynę… no… musieliśmy na chwilę wejść w stan abstynencji, że tak to powiem.
- Musi być wam ciężko.- Powiedział i zaśmiał się cicho wchodząc do pokoju chłopaka, który łudząco przypominał jego własny. Z jedną małą różnicą. W tym pokoju nie było granic. Opadł na łóżko stojące naprzeciwko drzwi. Spojrzał na Johen’a, który siadał na swoim łóżku. W pokoju paliła się lampka, która stała na jego biurku.- Na serio w niczym nie przeszkodziłem?
- Mówię, że nie.- Powiedział chłopak niemieckiego pochodzenia i zaśmiał się cicho.- Za bardzo się wszystkim przejmujesz wiesz. Dałbyś sobie trochę luzu.
- Nie chcę wam zabierać waszego życia erotycznego.
-  I tak mamy je bardziej bogate niż wszyscy uczniowie tego Akademika razem wzięci.
- Zbok.- Powiedział francuz i przekręcił się na bok aby przyjrzeć się dokładnie chłopakowi. Długowłosy pokazał mu język.
- Ale i tak mnie lubisz.
- Tylko nie mów nic Luigi’emu, bo by mnie z miejsca wykastrował.
- Nie ruszył by tej części twojego ciała.
- Skąd ta pewność?
- Bo założyłem mu monopol na penisy.
- Dobrze, że nie embargo.- Powiedział i zaśmiał się głośno.
- To, że ty masz teraz embargo nie znaczy, że i my mamy.- Odgryzł się chłopak i spoważniał kiedy zobaczył minę niższego.- Didier… ja…
- Spoko. Nic się nie stało.
- Tęsknisz za tamtymi czasami, kiedy cała nasza czwórka trzymała się razem i mogliśmy rozmawiać o wszystkim?
- …Nie.- Odparł po długiej ciszy.  Johen wypuścił głośno powietrze dając za wygraną. Dobrze wiedział, że teraz niczego nie wskóra i że jak ten Francuz coś sobie wbije do tej łepetyny to już mu nic nie pomoże i nie przemówi mu do rozsądku.
Johen zgasił światło i wygodnie ułożył się na poduszkach.
- Dobranoc.- Powiedział wiedząc, że Didier nie będzie chciał z nim dzisiaj więcej rozmawiać. I tak się cieszył, że udało im się chociaż tyle.

^^~^^

John chodził od niechcenia po mieście przyglądając się każdemu budynkowi jaki minął. Tak samo jak osobie oraz miejscu, ale nie mógł sobie niczego przypomnieć. Ostatnio zauważył pewną rzecz. Zawsze kiedy zmuszał się do przypomnienia sobie czegoś nie mógł tego zrobić, ale jeżeli podchodził do zdarzenia na tzw. „wyjebce” wspomnienia uderzały w niego niczym rozpędzony pociąg.
Od dwóch tygodni miał te wszystkie sny. Nie chciał nawet dopuścić do siebie myśli, że to są wspomnienia, a nie sny. Dla niego to były po prostu patologiczne koszmary.
Przypomniał sobie ostatnie dwa lata gimnazjum. Wiedział, że Didier był jego „kolegą”
w trzeciej klasie. Że skończył z piciem, paleniem i puszczeniem się na prawo i lewo. Zrezygnował też z piłki nożnej jako zadośćuczynienie. Jeżeli on odebrał marzenia Francuza, to sam nie ma prawa spełniać swoich.
Po tym zabrał się za naukę gry na fortepianie i to właśnie Didier go tego nauczył. W dość dziwny sposób…
Zatrzymał się koło sklepu papierniczego. Rozejrzał się na wszystkie strony po czym wszedł do środka. Od progu przywitał go zapach kartek oraz uśmiechnięta starsza pani. Rozejrzał się po sklepie, ale nie mógł dojrzeć tego czego szukał.
- Pomóc w czymś?- Zapytała kobieta.
- Ehm… czy ma może pani takie kolorowe samoprzylepne fiszki. Wie pani takie cienkie aby zaznaczać strony w książkach?- Zapytał pomagając sobie w opisie dłońmi. Język migowy. Cudowna rzeczy. Pomyślał kiedy kobieta wyciągnęła to co chciał spod lady. Może w przyszłości zostanie poliglotą, skoro miał takie zapędy do różnych języków. Uśmiechnął się pod nosem. Taaa… jasne. On i poliglota! Jak on po ośmiu latach nauki hiszpańskiego nie potrafi się przedstawić w tym języku. Nie jego wina, że jego mózg był bardzo odporny na wszelkiego rodzaju naukę i żeby się czegoś nauczyć trzeba mu to było wytłumaczyć dość łopatologicznie.
- O to chodzi?
- Tak.- Uśmiechnął się.- Poproszę pięć kompletów.
- Chyba szykujesz się do jakiegoś poważnego egzaminu.- Powiedziała kobieta sięgając po więcej towaru i nabijając go na kasę.
- Tak. Z muzyki.- Odparł i zaśmiał się cicho widząc jej minę. Zapłacił za zakupy i wyszedł ze sklepu.
No właśnie. Fiszki to pierwsza rzecz jaką Didier przyniósł na ich naukę gry na fortepianie i nie porzucił ich chyba do teraz. Nie wiedział. Nie pamiętał kiedy ostatnio… pamiętał. Wtedy co połamał mu palce. Nawet jak uczył John’a nie zagrał na fortepianie. On mu mówił muzyką i pokazywał kolorami jak ma grać.
I wtedy właśnie pokochał muzykę i zapisał się do tej szkoły. I dlatego właśnie chcę znowu zagrać. Znowu poczuć to o czym zapomniał. A wtedy…


Wszedł do akademika od razu kierując swoje kroki do dobudówki znajdującej się przy stołówce. Bez słowa wszedł do środka zapalając światło. W środku znajdowało się kilka kanap, a po środku stał fortepian. Spojrzał na niego i wypuścił głośno powietrz z płuc.
- Muzyka żyje. To nie zlepek czarnych punktów nabazgranych przez schizofrenika na pięciolinii. Te punkty żyją, oddychają, czują, ale tylko muzyk może je uwolnić i pokazać światu jakie są naprawdę.- Mówił podchodząc do instrumentu i w międzyczasie wyciągając z plecaka fiszki. Cytował jego słowa. Z początku myślał, że Żabol się czegoś w tamtym momencie naćpał, ale po pewnym czasie wiedział o co mu chodzi. I rozumiał. Usiadł przed fortepianem.- A te czarne punkty mają swoje własne kolory. Tylko idiota myśli, że są czarne. One są unikatowe. Tak jak ludzie różnią się kolorem włosów, oczu, skóry a nawet ubierają się w różnych kolorach. Musisz zapamiętać jaka nutka jaki kolor oznacza. Oczywiście ta sama nuta zapisana w innym miejscu będzie miała inny kolor.- Mówił dalej. Spojrzał na kartkę, którą wyciągnął z kieszeni. Kiedy trzy dni temu zajrzał do książki od muzyki
i spojrzał na pięciolinie przeraził się. Dosłownie widział wszystko w różnych kolorach. Wtedy pomyślał, że ze świrował. Ale teraz patrząc na klawisze, na nuty i na fiszki wręcz palił się do grania.
Przyklejał powoli fiszki na poszczególne klawisze. Kiedy skończył usiadł wyprostowany
i spojrzał na nuty. Przyłożył palce do klawiszy i zaczął niepewnie grać. Pierwsze dźwięki przeraziły go. Wystraszył się, ale po kilku sekundach przestał o tym myśleć i po prostu grał.


(taką piosenkę zagrał na instrumencie https://www.youtube.com/watch?v=yvM8GYj3u4Q )


Kiedy grasz to tak jakbyś prowadził swoją prywatną rozmowę z nutami. Nie przerywaj grania. Wiesz… niegrzecznie jest przerwać rozmowę w środku i wyjść z pokoju. Co by się nie działo dokończ ją. Uszanuj nuty, które nie obrażają się za to że je podglądasz.
Usłyszał w głowie delikatny głos Didiera. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął grać bardziej agresywnie by po chwili znowu grać spokojnie ciche dźwięki. 
Usłyszał jak drzwi od dobudówki otwierają się, ale nie spojrzał za siebie. Nie przestał grać. Prowadził teraz bardzo piękną rozmowę…
Uśmiechnął się szeroko kiedy skończył grać jeden z trudniejszych utworów Mozarta. Spojrzał na chłopaka stojącego przy oknie.
- I jak?- Zapytał. Didier spojrzał w jego stronę.
- To ty z nimi rozmawiałeś. Więc ty wiesz jaki jest rezultat tej rozmowy.
- Oj. Didi powiedz. A ty jakbyś to zagrał?- Zapytał cicho.
- Inaczej. Każdy gra inaczej. Nawet kopia gra inaczej. Więc nie widzę sensu w twoim pytaniu.
- To zapytam inaczej. Podobało ci się?
- Też złe pytanie. Nieważne co wyjdzie z tego instrumentu zawsze będzie mi się podobać. Za bardzo go kocham aby z niego zrezygnować. Wiesz, jeżeli już coś pokocham to do grobowej deski. Nie ważne co się stanie moje uczucia się nie zmienią.
- A jeżeli twój chłopak by cię bił?- Zapytał John siadając przodem do siebie. Didier spojrzał za okno. Dziwnie czuł się rozmawiając z nim o swojej orientacji, ale cóż.
- Ta miłość by bolała. Kochałbym go zapewne mniej, ale nadal byłaby to miłość.
- Gadasz głupoty.
- Powiedział facet, który ma flaka swojej pierwszej piłki nożnej.
- To z sentymentu!
- Sentymentu? Co to?
- Nie wiesz?- Zapytał rozbawiony. Didier pokręcił przecząco głową.- Jeżeli coś masz a to coś jest starego i nie chcesz tego wywalić bo wspomnienia, bo to lubiłeś, bo to prezent… miłe uczucie. Trochę nostalgiczne.
- Czyli czułbym do chłopaka sentyment?
- Bycie z kimś tylko dla sentymentu jest chore. Jeżeli ktoś cię bije, obraża, wyzywa, szarpie, nie szanuje, zdradza, okłamuje i w ogóle to możesz sobie tą osobę kochać nadal ale zrywasz z nią i już nigdy do niej nie wracasz.
- Mówisz z własnego doświadczenia?
- Mam nadzieję, że ja nigdy nie zranię tej jedynej pisanej mi osoby.
- Jeżeli będzie to cycata blondyna to pewnie nie.- Didier zaśmiał się głośno widząc minę Johna.- Zagrasz jeszcze raz?- Zapytał cicho z ledwo wyczuwalną prośbą w głosie. John kiwnął twierdząco głową i znowu zaczął grać.

Zaczerpnął głośno powietrze do płuc. Jego palce nie przestawały poruszać się po klawiszach chociaż wiedział co się za chwilę stanie. Za pewne nie dokończy tej rozmowy…

- Już niczego więcej cię nie nauczę.- Powiedział Didier zamykając książkę z nutami.
- Ale będziesz przychodził i słuchał jak gram?
- Jeżeli mnie zaprosisz.- Pokazał mu język i zgarnął na ramię swoją torbę.- Będę dzisiaj trochę później w akademiku.
- Spoko. Otworzę ci okno. Bierz się za niego ogierze!- John zaśmiał się widząc czerwoną twarz Didiera. Chłopak od trzech miesięcy spotyka się z jakimś studentem. Szybko sobie kogoś znalazł w tym mieście.


Siedział razem z Luigim oraz Johen’em u siebie w pokoju. Spojrzał na podłogę. Drażniła go ta żółta taśma, ale nie mógł jej zerwać. Didier się nie zgadzał. Sam dał taki warunek kiedy umieszczono ich w tym samym pokoju. Żeby John nie miał problemów tylko dlatego, że mieszkał w pokoju z gejem naznaczył te granice. Mówiły one jedno. Nie wolno im ich przekroczyć co by się nie działo. Każdy inny mógł tylko nie oni.
On miał zdanie innych w dupie. Mogą go brać nawet za masochistyczną ciotę! On po prostu nie chce być ograniczony w swoim pokoju i zachowywać się jak w czasach gimnazjum, kiedy dopiero zaczęli się poznawać przez karę jaką zapodała mu nauczycielka od muzyki. Tylko ona znała prawdę dlaczego Didier miał połamane palce. I to właśnie na prośbę Francuza nie powiedziała o tym nikomu więcej.
Cała trójka usłyszała ciche stukanie w szybę.
- Wrócił.- Powiedział John podchodząc do okna. Kolana się pod nim ugięły kiedy zobaczył Didiera. Podbiegł szybko do okna otwierając je na oścież.- Co jest kurwa?!
- Nie krzycz…- Poprosił chłopak wyciągając w jego stronę rękę. John złapał go za nią
i podciągnął go do góry pomagając mu dostać się do pokoju. Didier usiadł na parapecie i spojrzał przed siebie. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Co… Didier? Kto to zrobi?- John ledwo co panował nad swoim głosem. Didier drgnął
i spojrzał na swoje kolana.
- Mój… mój były.
- Były. Który?
- Ten student.- Powiedział cicho. John zwalił z parapetu doniczkę z kwiatkiem i złapał Didiera za ramiona.
- Co ty pierdolisz?! Dlaczego zrobił coś takiego?!
- John nie krzycz. Granica…
- W dupie mam te granice! Ty mi tutaj mów co się stało!- Chłopak miał ochotę jeszcze coś rozwalić ale powstrzymał się.
- Pobił mnie więc z nim zerwałem. Tak jak mówiłeś. Jeżeli ktoś mnie bije mam z nim zerwać
i nigdy nie wracać. Więc…
- Dlaczego?! Dlaczego cię pobił?!
- John…
- DIDIER!
- Bo mu nie chciałem dać…- Szepnął cały czerwony na twarzy chłopak. John drgnął. Pobił go tak dotkliwie tylko dlatego, że…
- Zajebie.- Warknął i odwrócił się w stronę szafy. Wciągnął na nogi buty.
- Co? Nie. John. Nie rób nic głupiego…- Didier zeskoczył z parapetu i zatrzymał się na swojej części pokoju. Złapał Johna za rękę aby go powstrzymać. Chłopak nawet na niego nie spojrzał.
- Nie daruję nikomu, kto bije moich przyjaciół.- Warknął i wyrwał dłoń z jego uścisku. Wyskoczył przez okno i pognał w stronę miasta.

Jego ręce przestały się ruszać. Oddychał szybko.
- Przerwałeś rozmowę…- Usłyszał zawiedziony głos za sobą. Odwrócił się. Na jednej z kanap siedział Didier oraz Johen. Ten pierwszy wyglądał na zawiedzionego. Zauważył jego spojrzenie przepełnione tęsknotą, kiedy zerknął ukradkiem w stronę instrumentu.
- Przepraszam…- Szepnął i osunął się na podłogę łapiąc się za głowę i dusząc w sobie przeciągły krzyk.

Nigdy nie będziesz bardziej bezbronny, niż wtedy kiedy ci zależy.
Usłyszał w głowie głos Luigiego i po chwili stracił przytomność.

 ***************************************
I jak wam się podobało?



3 komentarze:

  1. Hej,
    wspaniale, w końcu sobie przypomniał... byli razem, zrezygnował z piłki jako zadośćuczynienie, i jak widać traktował dobrze byli także przyjaciółmi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, o tak w końcu sobie wszystko już przypomniał... byli razem, zrezygnował jako takie zadośćuczynienie za to co zrobił, i jak widać traktował dobrze byli także przyjaciółmi... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniale, przypomniał sobie wszystko... jak się okazuje byli razem i  zrezygnował z piłki jako takie zadośćuczynienie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń