Dwa miesiące dodawania.
Czyli dwa miesiące waszego meczenia się z moimi wypocinami:)
mam nadzieje, że nie żałujecie
*********************************************
Otworzyłem
delikatnie oczy. Gdzieś na granicy świadomości wiedziałem co się
stało, ale jakoś nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Co to w ogóle
miało być? Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się
znajdowałem.
Usiadłem
gwałtownie rozpoznając w nim swój dawny pokój. Byłem u dziadków.
Ale….? Dlaczego?
Wstałem
ostrożnie z łóżka, na którym leżałem. Całe ciało mnie
bolało. Noga została usztywniona. Ktoś- za pewne lekarz- wcisnął
mi na nią gips. W pokoju byłem sam. Ubrany w moją stara pidżamie
w kawałki pizzy.
Prezent
od Bunty.
Utykając
udałem się w stronę schodów prowadzących na dół. Wiedziałem
(a bynajmniej taką miałem nadzieje), że dziadka i babcie zastanę
w salonie. I się nie pomyliłem. Siedzieli
na swoich standardowych miejscach popijając herbatę
z białych filiżanek.
W tle grał telewizor.
-
Babciu.- Powiedziałem cicho. Gardło mnie bolało. Złapałem się
za szyję. I babcia i dziadek spojrzeli na mnie gwałtownie.
-
Boże drogi, dziecko dlaczego nie leżysz w łóżku?- Moja babcia
krzyknęła
trochę za głośno
niż to ustawa przewidziała. Skrzywiłem się nieznacznie łapiąc
się za głowę.
-
Nie krzycz.- Poprosiłem ją. Podeszła do mnie i dotknęła mojego
czoła. Pokręciła przecząco głową.
-
Wracaj do łóżka.- Powiedziała. Pokręciłem przecząco głową.-
Nie ma że nie!
-
Babciu nic mi nie jest.- Odparłem cicho.
-
No ja tak nie uważam.- Usłyszałem głos za sobą.
Spojrzałem gwałtownie w stronę schodów. Na ich szczycie stał nie
kto inny jak Cyrus. Cyrus ubrany w jedną z moich pidżam.
Temu przypadła ta w gwiazdki. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem
na babcie,
-
Lepiej jeszcze raz zmierz mi gorączkę
i podaj coś na jej obniżenie bo mam halucynacje.-
Powiedziałem. Spojrzała na mnie jakby nie rozumiała co się
dzieje.- Właśnie teraz zobaczyłem na szczycie schodów księcia
ubranego w moją starą
piżdżame.
-
Kochanie to nie są halucynacje.
-
Dziadku nie wmówisz mi, że Cyrus by tu siedział ubrany w moją
starą….- Spojrzałem
gwałtownie w jego stronę kiedy był kilka kroków ode mnie.-
Kurwa.- Tylko na tyle było mnie stać. Po tym tekście zarobiłem
porządnego
parola w czoło. Cyrus był prawdziwy i na prawdę
był w domu moich dziadków ubrany w moją starą pidżamę.
-
Słownictwo młody człowieku.- Powiedziała cała czwórka.
Otworzyłem szerzej oczy. To musi być jakiś żart!
-
Wy nie żartujecie.- Powiedziałem i zaśmiałem
się histerycznie. Cyrus położył mi rękę na ramieniu a ja
zadrżałem na całym ciele. Nie ma szans aby tego nie zauważył.
-
Pogadasz z dziadkami rano. Teraz chodź się kładź.- Powiedział.
Zmarszczyłem czoło.- Nie myśl tyle, tylko chodź.- Dodał i bez
żadnego problemu zarzucił sobie mnie na ramie i zaczął wspinać
się po schodach.
-
C...Cy...Cyr….CYRUS!!!!!- Pisnąłem przerażony. Zakryłem
pospiesznie twarz. Nie chciałem widzieć
jak zbliżam się do podłogi i jak mnie upuszcza. Świr jeden.
-
Nie bój się.
-
Postaw mnie. Postaw!- Zażądałem.
Spełnił moja prośbę po czym podciął mi nogi tak że klapnąłem
na coś za sobą. W panicznym odruchu złapałem go za ramiona nie
chcąc upaść. Okazało się, że już byliśmy w moim pokoju, a ten
w tak grubiański sposób posadził mnie na łóżku.
-
Nie bój się.
-
Co byś zrobił jakbym ci wypadł?!
-
Nie pozwoliłbym na to.- Powiedział i okrył mnie kołdrą po samą
szyję. Usiadł
na podłodze koło łóżka i spojrzał na mnie.- Pochi został
odesłany do domu po tym jak dokładnie zajął się nim nasz lekarz.
Zostało mu też wypłacone sowite
odszkodowanie. Jego imię zostało oczyszczone.- Powiedział i
podrapał się zmieszany po głowie. Przyglądał się dokładnie
swoim palcom
u stóp jakby to była najciekawsza rzecz na świecie.
-
Co?
-
Nie będę tego powtarzał dwa razy.
-
Dlaczego? Co się stało, że…. Że zmieniłeś zdanie?- Zapytałem
cicho. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
-
W dniu, w którym postanowiłeś
nieudolnie uciec i skoczyłeś idiotycznie z okna.- Powiedział.
Nawet na mnie nie spojrzał kiedy oburzony krzyknąłem
„Ej”.- Przyszła do pałacu dziewczyna z pierwszej klasy z naszej
szkoły. Jakaś psychofanka zespołu.
Wyobraź sobie, że ukryła się na naszym balkoniku w zajeździe i
nagrała całe to zdarzenie z tym co się stało i jak to wyglądało.
Przyniosła to do pałacu po tym jak w szkole się rozeszło, że
Pochi ruszył własność szlachty i odbywa na naszym terenie karę.
-
Od samego początku mówiłem, że….!
-
Mówiłeś.- Powiedział i spojrzał na mnie jak pobity szczeniak.
Wypuściłem głośno powietrze z płuc i położyłem głowę na
poduszce.
-
Co się stało z tymi…
-
O tym zadecyduje Król. Albo zostaną dożywotnio
zesłani do kamieniołomu albo publicznie ścięci.- Powiedział.
Spojrzałem na niego gwałtownie, ale unikał mojego spojrzenia. Nie
chciał na ten temat rozmawiać.
-
Jak to się wszystko skończyło?- Zapytałem cicho. Wypuścił
głośno powietrze
położył się na podłodze.
-
Zemdlałeś z bólu. Później odnalazła nas straż królewska. Ich
pojmano. Rozkazałem aby przywieziono nas tutaj. I przysłano
tu lekarza. Zbadał cię. Okazało się, że jak skończony idiota
skacząc z okna złamałeś sobie nogę.- Warknął. Uderzyłem go
wolną poduszką w twarz.
-
Sam jesteś idiota.
-
Ty
jesteś większy.- Odparł. Warknąłem i spróbowałem go walnąć
otwartą ręką, ale mnie za nią złapał i spojrzał na mnie od
dołu.- Nigdy więcej tak nie rób.- Powiedział cicho. Opadłem na
poduszkę.
-
Chodź.
-
Co?
-
Chodź
do mnie.- Szepnąłem
cicho cały czerwony na twarzy.
-
Tu mi wygodnie.- Powiedział patrząc się ciągle
w sufit. Spojrzałem na niego oburzony.
-
Ale mi nie jest.- Warknąłem i wyszarpnąłem swoja dłoń
z jego dłoni. Zaciskając zęby przeturlałem się pod ścianę i
odwróciłem
się do niego tyłem obrażony. Nie chcę to nie. Ja go więcej
prosić nie będę.
Poczułem
jak materac za mną ugina się od jego ciężaru. Po chwili leżał
już za moimi plecami okrywając nas szczelnie kołdrą.
-
Jeszcze jedno.- Dodałem po dłuższej chwili milczenia. Wiedziałem,
że nie śpi. Czuwał.
-
Mmmmm?
-
To nie z bólu tylko braku powietrza.- Powiedziałem cicho i zwinąłem
się w kłębek.
Nic nie powiedział. Zatopił palce w moich włosach i zaczął mnie
delikatnie drapać po głowie.
***
Ubrany
w uroczysty strój siedziałem koło niego na takim samym siedzeniu
co on i czekałem jak na szpilkach aż otworzą się wielkie drzwi.
Nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyboru. Cyrus postanowił,
że właśnie teraz cały świat dowie się, kogo poślubił.
W momencie kiedy do pałacu zaczęły
się zjeżdżać
ostatnie klasy licealne z całego kraju.
A
ja miałem w tym wszystkim uczestniczyć i razem z nim oraz jego
siostrą i dziadkiem przyjmować tych wszystkich nieszczęśników.
Nie wiedziałem czy dam radę. Chciałem się z tego wykręcić
na wszystkie możliwe sposoby, ale wtedy Cyrus powiedział,
że potrzebuje mnie przy swoim boku bo jak nie to zwariuje
w tym okresie
i sobie nie poradzi. Wiedziałem, że ściemnia,
ale co miałem zrobić. Zgodziłem się.
Idąc
za kolejną głupią tradycją szkoła
jaka pierwsza miała zawitać do zamku to nasza szkoła. Szkoła w
której uczy się Książę.
Dlatego moje zdenerwowanie było jeszcze większe. Od tamtego czasu
jeszcze nie wróciłem do szkoły. A minęły już dwa miesiące.
Byłem objęty nauczaniem domowym dopóki
nie ściągną mi gipsu z nogi. Tak więc jeszcze nie miałem okazji
nikogo spotkać z moich przyjaciół. Nawet Bunta i Osamu zostali od
nas odsunięci. Nie
wiem dlaczego. Nikt mi nie chciał powiedzieć. A bez tego rzepa
nie mogłem nigdzie wychodzić. Nie rozporządzenie. Jego widzimisię.
A to chyba gorsze niż rozporządzenie.
-
Serio muszę tu siedzieć?- Zapytałem szeptem tak aby tylko on mnie
usłyszał. Posłał mi swoje standardowe spojrzenie, które uzyskało
zamierzony efekt. Już więcej tego tematu nie poruszyłem, ale on
dobrze wiedział, że nie podoba mi się to wszystko.
-
Wiesz, że nie musisz tu siedzieć.- Powiedziała Miko.
Ja spojrzałem na nią zrezygnowany, z kolei jej brat jak na
skończoną kretynkę.
-
Jestem w mniejszości i tak jakby nie mogę się ruszyć bez niego.
-
Czy do kibelka też cię tak ciąga?- Zapytała zaczepnie.
Spojrzałem w sufit pozwalając mu zadecydować co odpowie na to
pytanie.
-
Nie dokuczaj mu.
-
Ty możesz?
-
On mnie dręczy nie dokucza a to jest różnica.- Powiedziałem.
Spojrzał na mnie gwałtownie, ale ja tylko się delikatnie
uśmiechnąłem i wyciągnąłem w jego kierunku rękę. Złapał ją
jak obrażone dziecko i spojrzał w stronę drzwi, które właśnie
się otworzyły. Wstrzymałem gwałtownie powietrze bojąc się tego
co się za chwilę stanie. Ścisnął delikatnie moją dłoń.
***
-
Gdzie idziesz?- Zapytał Cyrus kiedy wszedł do naszej sypialni i
widział, że pospieszanie
ubieram na siebie bluzę dresową i szukam swojego buta (tak. Buta.
Noga nadal była w gipsie).
-
Do koszar.
-
Kiedy wrócisz?
-
Może później,
może nigdy, może wcześniej, w odpowiedniej porze.
-
To kogo będę dręczyć?
-
Znajdziesz inną mniejszość.- Powiedziałem zawiązując buta.
Przyglądał mi się uważnie.
-
O innej porze aligatorze.- Potarmosił mi włosy.- Mogę iść z
tobą?- Zapytał cicho kiedy podchodziłem do drzwi. Spojrzałem na
niego zaskoczony. Od kiedy on mnie pytał o zdanie?
-
Jak powiem, że nie to i tak za mną pójdziesz.- Powiedziałem i nie
czekając na niego wyszedłem z pokoju. Przeszedłem kilka kroków,
ale go nadal nie było. Zmarszczyłem czoło i cofnąłem się do
pokoju. Leżał płasko na łóżku ukrywając twarz w dłoniach.-
Zaproszenie wysłać?
-
Przecież nie chcesz abym szedł.- Zauważył nie odsłaniając
twarzy.
-
Cyrus.
-
Co?- Zapytał jak obrażone dziecko.
-
Kocham
cię.- Powiedziałem stanowczo po czym nie czekając na jego reakcję
wyszedłem z pokoju. Albo pójdzie
za mną by mnie wyśmiać
albo aby upewnić się że dobrze usłyszał, ale na pewno za mną
pójdzie.
Już
na tyle zdążyłem go poznać.
Drgnąłem
kiedy poczułam jak łapie mnie za dłoń i idzie obok mnie w stronę
koszar. Nic się nie odezwał dopóki nie wyszliśmy z zamku.
-
Kocham cię od chwili kiedy nie wiedziałeś kim jestem i zjebałeś
mnie na środku klasy za to, że na ciebie wpadłem i cię nie
przeprosiłem za swoje gapiostwo.- Powiedział cicho do mojego ucha.
Drgnąłem i spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechał się
nieśmiało
patrząc pod swoje stopy. Zaśmiałem się cicho ściskając mocniej
jego dłoń.
-
Gdybyśmy od samego początku wiedzieli….- Pokręciłem przecząco
głową. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Zerknął
na mnie i uśmiechnął się zadziornie. Przyciągnąłem go
delikatnie. Wiedział, że nie dam rady tego sam zrobić z tą nogą.
Pochylił się nade mną i pocałował mnie namiętnie na oczach
większości strażników plączących się dookoła po dziedzińcu.
Oderwał się ode mnie po dość długiej chwili i oparł swoje czoło
o moje. Przyglądał się dokładnie mojej twarzy nie odrywając ode
mnie swojego spojrzenia.- Jesteśmy zdrowo porąbani.
-
Nie. Dokumentnie pojebani.- Poprawił mnie i przyciągnął mnie do
siebie zamykając mnie w swoich ramionach. Wciągnąłem w nozdrza
jego zapach.
Zapach
Cyrusa.
Mój
ukochany zapach.
Zapach
kojący nerwy, uszczęśliwiający i irytujący jak nic innego na tym
świecie i w moim dotychczasowym życiu.
Koniec
słowa:18909
słowa:18909
pisane
: 16.04.2018- 12.04.2020
No i tyle jak na razie. Kiedy pojawi się coś nowego i w ogóle sama nie wiem. Pewnie złapie mnie z zaskoczenia i nie będę nawet wiedzieć kiedy coś powstanie (o ile powstanie). ale jak coś powstanie to prędzej czy później (później - uwierzcie mi) trafi tutaj na bloga.
Pozdrawiam
Gizi03031