niedziela, 7 czerwca 2020

Rozdział 8

ostatni rozdział przed wami.
Dwa miesiące dodawania.
Czyli dwa miesiące waszego meczenia się z moimi wypocinami:)
mam nadzieje, że nie żałujecie
*********************************************
Otworzyłem delikatnie oczy. Gdzieś na granicy świadomości wiedziałem co się stało, ale jakoś nie mogłem w to wszystko uwierzyć. Co to w ogóle miało być? Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem.
Usiadłem gwałtownie rozpoznając w nim swój dawny pokój. Byłem u dziadków. Ale….? Dlaczego?
Wstałem ostrożnie z łóżka, na którym leżałem. Całe ciało mnie bolało. Noga została usztywniona. Ktoś- za pewne lekarz- wcisnął mi na nią gips. W pokoju byłem sam. Ubrany w moją stara pidżamie w kawałki pizzy.
Prezent od Bunty.
Utykając udałem się w stronę schodów prowadzących na dół. Wiedziałem (a bynajmniej taką miałem nadzieje), że dziadka i babcie zastanę w salonie. I się nie pomyliłem. Siedzieli na swoich standardowych miejscach popijając herbatę z białych filiżanek. W tle grał telewizor.
- Babciu.- Powiedziałem cicho. Gardło mnie bolało. Złapałem się za szyję. I babcia i dziadek spojrzeli na mnie gwałtownie.
- Boże drogi, dziecko dlaczego nie leżysz w łóżku?- Moja babcia krzyknęła trochę za głośno niż to ustawa przewidziała. Skrzywiłem się nieznacznie łapiąc się za głowę.
- Nie krzycz.- Poprosiłem ją. Podeszła do mnie i dotknęła mojego czoła. Pokręciła przecząco głową.
- Wracaj do łóżka.- Powiedziała. Pokręciłem przecząco głową.- Nie ma że nie!
- Babciu nic mi nie jest.- Odparłem cicho.
- No ja tak nie uważam.- Usłyszałem głos za sobą. Spojrzałem gwałtownie w stronę schodów. Na ich szczycie stał nie kto inny jak Cyrus. Cyrus ubrany w jedną z moich pidżam. Temu przypadła ta w gwiazdki. Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na babcie,
- Lepiej jeszcze raz zmierz mi gorączkę i podaj coś na jej obniżenie bo mam halucynacje.- Powiedziałem. Spojrzała na mnie jakby nie rozumiała co się dzieje.- Właśnie teraz zobaczyłem na szczycie schodów księcia ubranego w moją starą piżdżame.
- Kochanie to nie są halucynacje.
- Dziadku nie wmówisz mi, że Cyrus by tu siedział ubrany w moją starą….- Spojrzałem gwałtownie w jego stronę kiedy był kilka kroków ode mnie.- Kurwa.- Tylko na tyle było mnie stać. Po tym tekście zarobiłem porządnego parola w czoło. Cyrus był prawdziwy i na prawdę był w domu moich dziadków ubrany w moją starą pidżamę.
- Słownictwo młody człowieku.- Powiedziała cała czwórka. Otworzyłem szerzej oczy. To musi być jakiś żart!
- Wy nie żartujecie.- Powiedziałem i zaśmiałem się histerycznie. Cyrus położył mi rękę na ramieniu a ja zadrżałem na całym ciele. Nie ma szans aby tego nie zauważył.
- Pogadasz z dziadkami rano. Teraz chodź się kładź.- Powiedział. Zmarszczyłem czoło.- Nie myśl tyle, tylko chodź.- Dodał i bez żadnego problemu zarzucił sobie mnie na ramie i zaczął wspinać się po schodach.
- C...Cy...Cyr….CYRUS!!!!!- Pisnąłem przerażony. Zakryłem pospiesznie twarz. Nie chciałem widzieć jak zbliżam się do podłogi i jak mnie upuszcza. Świr jeden.
- Nie bój się.
- Postaw mnie. Postaw!- Zażądałem. Spełnił moja prośbę po czym podciął mi nogi tak że klapnąłem na coś za sobą. W panicznym odruchu złapałem go za ramiona nie chcąc upaść. Okazało się, że już byliśmy w moim pokoju, a ten w tak grubiański sposób posadził mnie na łóżku.
- Nie bój się.
- Co byś zrobił jakbym ci wypadł?!
- Nie pozwoliłbym na to.- Powiedział i okrył mnie kołdrą po samą szyję. Usiadł na podłodze koło łóżka i spojrzał na mnie.- Pochi został odesłany do domu po tym jak dokładnie zajął się nim nasz lekarz. Zostało mu też wypłacone sowite odszkodowanie. Jego imię zostało oczyszczone.- Powiedział i podrapał się zmieszany po głowie. Przyglądał się dokładnie swoim palcom u stóp jakby to była najciekawsza rzecz na świecie.
- Co?
- Nie będę tego powtarzał dwa razy.
- Dlaczego? Co się stało, że…. Że zmieniłeś zdanie?- Zapytałem cicho. Wypuścił głośno powietrze z płuc.
- W dniu, w którym postanowiłeś nieudolnie uciec i skoczyłeś idiotycznie z okna.- Powiedział. Nawet na mnie nie spojrzał kiedy oburzony krzyknąłem „Ej”.- Przyszła do pałacu dziewczyna z pierwszej klasy z naszej szkoły. Jakaś psychofanka zespołu. Wyobraź sobie, że ukryła się na naszym balkoniku w zajeździe i nagrała całe to zdarzenie z tym co się stało i jak to wyglądało. Przyniosła to do pałacu po tym jak w szkole się rozeszło, że Pochi ruszył własność szlachty i odbywa na naszym terenie karę.
- Od samego początku mówiłem, że….!
- Mówiłeś.- Powiedział i spojrzał na mnie jak pobity szczeniak. Wypuściłem głośno powietrze z płuc i położyłem głowę na poduszce.
- Co się stało z tymi…
- O tym zadecyduje Król. Albo zostaną dożywotnio zesłani do kamieniołomu albo publicznie ścięci.- Powiedział. Spojrzałem na niego gwałtownie, ale unikał mojego spojrzenia. Nie chciał na ten temat rozmawiać.
- Jak to się wszystko skończyło?- Zapytałem cicho. Wypuścił głośno powietrze położył się na podłodze.
- Zemdlałeś z bólu. Później odnalazła nas straż królewska. Ich pojmano. Rozkazałem aby przywieziono nas tutaj. I przysłano tu lekarza. Zbadał cię. Okazało się, że jak skończony idiota skacząc z okna złamałeś sobie nogę.- Warknął. Uderzyłem go wolną poduszką w twarz.
- Sam jesteś idiota.
- Ty jesteś większy.- Odparł. Warknąłem i spróbowałem go walnąć otwartą ręką, ale mnie za nią złapał i spojrzał na mnie od dołu.- Nigdy więcej tak nie rób.- Powiedział cicho. Opadłem na poduszkę.
- Chodź.
- Co?
- Chodź do mnie.- Szepnąłem cicho cały czerwony na twarzy.
- Tu mi wygodnie.- Powiedział patrząc się ciągle w sufit. Spojrzałem na niego oburzony.
- Ale mi nie jest.- Warknąłem i wyszarpnąłem swoja dłoń z jego dłoni. Zaciskając zęby przeturlałem się pod ścianę i odwróciłem się do niego tyłem obrażony. Nie chcę to nie. Ja go więcej prosić nie będę.
Poczułem jak materac za mną ugina się od jego ciężaru. Po chwili leżał już za moimi plecami okrywając nas szczelnie kołdrą.
- Jeszcze jedno.- Dodałem po dłuższej chwili milczenia. Wiedziałem, że nie śpi. Czuwał.
- Mmmmm?
- To nie z bólu tylko braku powietrza.- Powiedziałem cicho i zwinąłem się w kłębek. Nic nie powiedział. Zatopił palce w moich włosach i zaczął mnie delikatnie drapać po głowie.




***


Ubrany w uroczysty strój siedziałem koło niego na takim samym siedzeniu co on i czekałem jak na szpilkach aż otworzą się wielkie drzwi. Nie chciałem tego robić, ale nie miałem wyboru. Cyrus postanowił, że właśnie teraz cały świat dowie się, kogo poślubił. W momencie kiedy do pałacu zaczęły się zjeżdżać ostatnie klasy licealne z całego kraju.
A ja miałem w tym wszystkim uczestniczyć i razem z nim oraz jego siostrą i dziadkiem przyjmować tych wszystkich nieszczęśników. Nie wiedziałem czy dam radę. Chciałem się z tego wykręcić na wszystkie możliwe sposoby, ale wtedy Cyrus powiedział, że potrzebuje mnie przy swoim boku bo jak nie to zwariuje w tym okresie i sobie nie poradzi. Wiedziałem, że ściemnia, ale co miałem zrobić. Zgodziłem się.
Idąc za kolejną głupią tradycją szkoła jaka pierwsza miała zawitać do zamku to nasza szkoła. Szkoła w której uczy się Książę. Dlatego moje zdenerwowanie było jeszcze większe. Od tamtego czasu jeszcze nie wróciłem do szkoły. A minęły już dwa miesiące. Byłem objęty nauczaniem domowym dopóki nie ściągną mi gipsu z nogi. Tak więc jeszcze nie miałem okazji nikogo spotkać z moich przyjaciół. Nawet Bunta i Osamu zostali od nas odsunięci. Nie wiem dlaczego. Nikt mi nie chciał powiedzieć. A bez tego rzepa nie mogłem nigdzie wychodzić. Nie rozporządzenie. Jego widzimisię. A to chyba gorsze niż rozporządzenie.
- Serio muszę tu siedzieć?- Zapytałem szeptem tak aby tylko on mnie usłyszał. Posłał mi swoje standardowe spojrzenie, które uzyskało zamierzony efekt. Już więcej tego tematu nie poruszyłem, ale on dobrze wiedział, że nie podoba mi się to wszystko.
- Wiesz, że nie musisz tu siedzieć.- Powiedziała Miko. Ja spojrzałem na nią zrezygnowany, z kolei jej brat jak na skończoną kretynkę.
- Jestem w mniejszości i tak jakby nie mogę się ruszyć bez niego.
- Czy do kibelka też cię tak ciąga?- Zapytała zaczepnie. Spojrzałem w sufit pozwalając mu zadecydować co odpowie na to pytanie.
- Nie dokuczaj mu.
- Ty możesz?
- On mnie dręczy nie dokucza a to jest różnica.- Powiedziałem. Spojrzał na mnie gwałtownie, ale ja tylko się delikatnie uśmiechnąłem i wyciągnąłem w jego kierunku rękę. Złapał ją jak obrażone dziecko i spojrzał w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły. Wstrzymałem gwałtownie powietrze bojąc się tego co się za chwilę stanie. Ścisnął delikatnie moją dłoń.




***


- Gdzie idziesz?- Zapytał Cyrus kiedy wszedł do naszej sypialni i widział, że pospieszanie ubieram na siebie bluzę dresową i szukam swojego buta (tak. Buta. Noga nadal była w gipsie).
- Do koszar.
- Kiedy wrócisz?
- Może później, może nigdy, może wcześniej, w odpowiedniej porze.
- To kogo będę dręczyć?
- Znajdziesz inną mniejszość.- Powiedziałem zawiązując buta. Przyglądał mi się uważnie.
- O innej porze aligatorze.- Potarmosił mi włosy.- Mogę iść z tobą?- Zapytał cicho kiedy podchodziłem do drzwi. Spojrzałem na niego zaskoczony. Od kiedy on mnie pytał o zdanie?
- Jak powiem, że nie to i tak za mną pójdziesz.- Powiedziałem i nie czekając na niego wyszedłem z pokoju. Przeszedłem kilka kroków, ale go nadal nie było. Zmarszczyłem czoło i cofnąłem się do pokoju. Leżał płasko na łóżku ukrywając twarz w dłoniach.- Zaproszenie wysłać?
- Przecież nie chcesz abym szedł.- Zauważył nie odsłaniając twarzy.
- Cyrus.
- Co?- Zapytał jak obrażone dziecko.
- Kocham cię.- Powiedziałem stanowczo po czym nie czekając na jego reakcję wyszedłem z pokoju. Albo pójdzie za mną by mnie wyśmiać albo aby upewnić się że dobrze usłyszał, ale na pewno za mną pójdzie.
Już na tyle zdążyłem go poznać.
Drgnąłem kiedy poczułam jak łapie mnie za dłoń i idzie obok mnie w stronę koszar. Nic się nie odezwał dopóki nie wyszliśmy z zamku.
- Kocham cię od chwili kiedy nie wiedziałeś kim jestem i zjebałeś mnie na środku klasy za to, że na ciebie wpadłem i cię nie przeprosiłem za swoje gapiostwo.- Powiedział cicho do mojego ucha. Drgnąłem i spojrzałem na niego zaskoczony. Uśmiechał się nieśmiało patrząc pod swoje stopy. Zaśmiałem się cicho ściskając mocniej jego dłoń.
- Gdybyśmy od samego początku wiedzieli….- Pokręciłem przecząco głową. Zatrzymałem się i spojrzałem na niego. Zerknął na mnie i uśmiechnął się zadziornie. Przyciągnąłem go delikatnie. Wiedział, że nie dam rady tego sam zrobić z tą nogą. Pochylił się nade mną i pocałował mnie namiętnie na oczach większości strażników plączących się dookoła po dziedzińcu. Oderwał się ode mnie po dość długiej chwili i oparł swoje czoło o moje. Przyglądał się dokładnie mojej twarzy nie odrywając ode mnie swojego spojrzenia.- Jesteśmy zdrowo porąbani.
- Nie. Dokumentnie pojebani.- Poprawił mnie i przyciągnął mnie do siebie zamykając mnie w swoich ramionach. Wciągnąłem w nozdrza jego zapach.
Zapach Cyrusa.
Mój ukochany zapach.
Zapach kojący nerwy, uszczęśliwiający i irytujący jak nic innego na tym świecie i w moim dotychczasowym życiu.


Koniec
słowa:18909
pisane : 16.04.2018- 12.04.2020


********************************************
No i tyle jak na razie. Kiedy pojawi się coś nowego i w ogóle sama nie wiem. Pewnie złapie mnie z zaskoczenia i nie będę nawet wiedzieć kiedy coś powstanie (o ile powstanie). ale jak coś powstanie to prędzej czy później (później - uwierzcie mi) trafi tutaj na bloga.
Pozdrawiam
Gizi03031

niedziela, 31 maja 2020

Rozdział 7

Eh....
Dodaje
bez zbędnych słów
******************************************************
Kolejnego dnia, aby uniknąć rozmowy i z jednym i z drugim ubrałem się pospiesznie i postanowiłem się ewakuować. Wiedziałem, że strażnicy nie wypuszczą mnie z pokoju bez zgody ich księcia, ale zdawałem sobie również sprawę z tego, że nikt nie podejrzewałby mnie o to, że spróbuje wyjść przez balkon.

Fakt. piąte piętro wysokiego zamku jakoś nie nakłaniało do skakania na trawnik, ale ja miałem plan. Zgarnąłem swój plecak szkolny, do niego schowałem zapasowe ubranie na zmianę, wcisnąłem tam też portfel z kasą (telefon miał Cyrus!). Zarzuciłem go na ramie po tym jak się ubrałem oraz przywiązałem do wezgłowia łóżka związane ze sobą mocno prześcieradło oraz poszwy z kołdry oraz poduszek jak i koc. Wyjrzałem przez balkon w dół. Cała moja misterna lina kończyła się na wysokości drugiego piętra. Wiedziałem, że zeskoczenie będzie bolesne, ale na pewno mniej niż skakanie z piątego piętra.

Teraz tylko gdzie tu się zabukować. Wiedziałem, że mieszkanie dziadków odpada. To tam właśnie będę mnie szukać na samym początku. Cała paczka ze szkoły również nie wchodziła w grę. Po naszym ostatnim spotkaniu nie chciałem ich jeszcze widzieć. Nie wiedziałem, jak im wyjaśnić to czego byli świadkiem. A wiecie dowiedzenie się, że kumpel przygruchał sobie księcia za męża może być szokującą informacja.

I tak też pewnie było.

Może zatrzymam się w jakimś tanim hoteliku na kilka dni.

Co później?

Nie wiem.

Wszystkiego się dowiem w trakcie.

O tak!

Mistrz planowania to ze mnie idealny. Zaplanuje wszystko tylko nie normalną ucieczkę, swoje życie oraz plan na przyszłość.

Niezła by z tego była reklama. Wieszali by ją na każdym bilbordzie w mieście. Pojawiałaby się w internecie oraz telewizji. A autobusy pracownicze dowożące ludzi do niewolniczych zakładów pracy były by wyklejone plakatami przedstawiającymi logo tej reklamy.

Logiem oczywiście byłaby moja twarz.

A jakby inaczej.

Rozejrzałem się jeszcze dookoła, aby się przekonać, że nikt czasami mnie nie zobaczy z drugiego końca zamku albo, że pod spodem nie czyhają już na mnie strażnicy, oczekujący moich zwariowanych pomysłów.

Czysto.

Nikogo nie było.

Miałem wolną drogę ucieczki.

I miałem zamiar z niej skorzystać póki jeszcze miałem okazję.

Tutaj nigdy nic nie wiadomo. Za chwilę się okaże, że na zewnątrz zaroi się od ludzi jakby gdzieś darmowe mięso rozdawali. No cóż. Raz się żyje.

I z taką właśnie myślą wisząc nad drugim piętrem puściłem ręce i poleciałem w dół. Syknąłem z bólu kiedy coś zakuło mnie w lewej kostce. Starając się ignorować ból pozbierałem swoje cztery litery z trawnika i czym prędzej czmychnąłem w stronę koszarów.

Dziwne, ale to właśnie tam będzie najłatwiej przecisnąć mi się przez płot i wyjść poza teren zamku. Z tamtej strony nikt nie będzie próbował wejść na tereny Królewskie bo to tam było najwięcej strażników. I o ironio! Właśnie dlatego, że nikt nigdy nie włamał by się tutaj właśnie w tamtym miejscu, koszary pozostały najmniej chronionym miejscem w pałacu.

Gdyby nie to, że aktualnie kipiałem złością powiedziałabym im aby zwiększyli ochronę właśnie w tamtym miejscu, ale cóż. Kipiałem złością, nic nie powiedziałam i dzięki temu mam potencjalnie łatwą drogę ucieczki. Gdybym im o tym wspomniał to teraz musiałabym się głowić aby się dowiedzieć jak tutaj uciec i się ewakuować.

Utykając na boląca kostkę ruszyłem najszybciej jak potrafiłem w stronę koszar rozglądając się spanikowany na wszystkie możliwe strony. Miałem głupie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale nikogo nie widziałem. Co nie zmieniało faktu, że ktoś naprawdę mógł mnie obserwować, ale pozostać dobrze ukrytym. Wiele razy takie coś widziałem. Niby byłem sam, a później jak chciałem coś przeskrobać koło mnie pojawiała się masa strażników. Mam nadzieje, że teraz tak nie będzie bo w życiu się z tego nie wytłumaczę. Ten sadysta gotowy będzie wstawić mi kraty w okna o ile nie zakuje mnie wcześniej w kajdany.

O tak!

Kto, jak kto, ale on jest do tego zdolny.

Wypuściłem głośno powietrze kiedy udało mi się cicho przecisnąć przez koszary oraz szczelinę w płocie, która wypuściła mnie na wolność z mojej złotej klatki, w która zostałem wciśnięty wbrew swojej woli.

Przyspieszyłem kroku krzywiąc się za każdym razem. Musiałem się oddalić jak najszybciej od pałacu. Wtedy wsiądę w pierwszy lepszy autobus i zobaczę co będzie dalej.





***



Wytarłem włosy w ręcznik i spojrzałem na łóżko hotelowe. Od trzech dni ukrywałem się w tym miejscu. Na łóżku znajdowała się moja dzisiejsza kolacja oraz maść przeciwbólowa i bandaż elastyczny. Noga mi spuchła i bolała, ale nie mogłem się udać do lekarza. Po ślubie moim prywatnym lekarzem został ten, który służył rodzinie królewskiej Żaden inny mnie do siebie nie przyjmie, a ten z automatu mnie wyda.

Co wieczór na dwie godziny wykupowałem dostęp do telewizora, ale póki co jeszcze o mnie nie trąbią w wiadomościach. W sumie dobrze, że nikt jeszcze się nie dowiedział kim jestem i gdzie jestem. Jakoś nie wierzyłem w to, że właściciele hotelu utrzymają w tajemnicy moją kryjówkę. Jeżeli jeszcze królewscy obiecają należytą zapłatę dla tych którzy wskażą miejsce mojej kryjówki jak nic zostanę wydany i nikt mi już nie pomoże.

A czy ktoś w ogóle kiedykolwiek by mi pomógł?

Nawet moi dziadkowie by mnie wydali, bo wydanie mnie byłoby bezpieczniejsze dla mojej osoby niż ukrywanie mnie. Wcale im się nie dziwiłem jeżeli miałem być szczery.

Odłożyłem maść na półkę nocną i skończyłem owijać nogę, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zdziwiłem się delikatnie. Kogo niosło o tej porze? Niepewnie podszedłem do drzwi i czekałem. Pukanie powtórzyło się.

- Obsługa.- Usłyszałem cichy głos chłopaka z portierni. Poznałem go. Codziennie dostarczał mi jedzenie, picie i prasę do pokoju. Wiedział, że coś jest nie tak z moją nogą i w ten sposób próbował mi pomóc. Kiedy chciałem mu za okazaną pomoc zapłacić, zaprzeczył mówiąc, że pieniądze nie są mu potrzebne.

- Czy zapomniałeś mi coś dać?- Zapytałem otwierając drzwi i uśmiechając się do niego delikatnie. Spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Drgnąłem zaskoczony. Coś się stało?

- Przepraszam.- Powiedział drżąc na całym ciele. Uniosłem lewą brew do góry.

- Za co...- Urwałem kiedy za jego plecami pojawił się nie kto inny jak Cyrus. Wkurwiony Cyrus. Próbowałem pospiesznie zamknąć drzwi przed jego nosem, ale powstrzymał mnie jednym ruchem ręki. Nie mogłem ich zamknąć. Przytrzymywał je delikatnie.

- Możesz odejść.- Powiedział chłodno do chłopaka z portierni po czym zrobił dwa kroki w stronę drzwi. Ja w uparte próbowałem je zamknąć przed jego nosem, ale nie mogłem. Nie dawałem rady. Już po chwili był w pokoju i zamykał delikatnie drzwi. Przekręcił w nich zamek i zasunął zasuwkę. Odwrócił się powoli w moją stronę. Zrobiłem dwa gwałtowne kroki do tyłu i skrzywiłem się kiedy moją nogę przeszył ból. Usiadłem na łóżku, które było za mną i zgiąłem się delikatnie w pół próbując zapanować nad bólem.- Potrzebne było ci skakać z okna?- Zapytał i sięgnął do ręki po maść ze stolika nocnego po czym zaczął ją przekręcać w swoich palcach. Drgnąłem. Wiedział, ale….- Chyba nie myślałeś, że siedziałeś sobie w pokoju bez kontroli. Od samego początku wiedziałem gdzie jesteś i co robisz. Byłem ciekaw jak długo pociągniesz tą farsę. Ale znudziło mi się to. Ubieraj się.

- Nie.- Powiedziałem cicho. Odłożył maść na miejsce i podszedł do drugiego łóżka. Cisnął z moją stronę spodnie dresowe i bluzę.- Nie. Nigdzie nie….- Urwałem kiedy pochylił się nade mną i złapał za moją obolałą nogę. Podniósł ją wysoko do góry zmuszając mnie do położenia się na łóżku. Górował nade mną. Trzymał palce zaciśnięte na mojej łydce. Nie dotknął stopy.

- Ubierzesz się w trybie natychmiastowym jakby od tego zależało twoje życie, a później pojedziemy z tą noga do lekarza.- Powiedział twardo i odłożył ją delikatnie na łóżko. Odwrócił się do mnie tyłem i podszedł do okna.- Lekarz już pierwszego dnia dostał polecenie, że ma cię przyjąć ale nie zgłaszać tego przyjęcia do mojego dziadka. Ale ty się u niego nie pojawiłeś. Gdybyś tam sam poszedł pozwoliłbym ci się pobawić jeszcze z jakiś tydzień. Teraz zabawa skończona. Wracamy.- Dodał kiedy zapinałem zamek bluzy. Zgarnąłem swoje rzeczy do torby utykając delikatnie na ta nogę. Stanął koło mnie i wyrwał mi ją z rąk po czym ruszył w stronę drzwi. Nawet się nie obejrzał aby zobaczyć czy idę za nim. Wiedział, że to zrobię, a ja wiedziałem, że nawet z zdrową nogą nie miałbym szans na ucieczkę od niego. A co dopiero teraz.

Usłyszałem jego cichy jęk. Podniosłem głowę do góry, aby zobaczyć o co mu znowu chodzi po czym ogarnęła mnie ciemność.



***



Uchyliłem delikatnie powieki czując pulsujący ból rozchodzący się po całym moim ciele. Najbardziej bolała mnie noga, głowa i…. Zamarłem bojąc się ponieść głowę do góry. Coś ewidentnie było nie tak. Spróbowałem się odezwać ale głos uwiązł mi w gardle. W ustach znajdowała się jakaś szmatka, która uniemożliwiała mi wydawanie jakiegokolwiek dźwięku.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Białe ściany, podłoga jak i sufit (znad którego tak dla ciekawości zwisały kajdany!). Drzwi po mojej lewej. Nie było okien. Jedyny mebel jaki się znajdował w tym pomieszczeniu to łóżko na którym leżałem i byłem do niego przykuty. Po mojej prawej stronie na podłodze leżał Cyrus. Jedną rękę miał przykutą do jakiegoś pręta wystającego ze ściany i zagiętego mocno. Był nieprzytomny. Z jego lewego łuku brwiowego leciała krew. Musiał mocno oberwać.

Nie wiedziałem co się stało i co my tutaj robiliśmy, ale nie podobało mi się to. W szczególności to, co się teraz ze mną działo. Nie chciałem w to uwierzyć, ale naprawdę ktoś coś umiejscowił w moim tyłku i wyszedł zostawiając mnie tak z tym. Podejrzewam, że to zdalnie sterowany mini wibrator ponieważ czułem boleśnie jego drgania w swoim wnętrzu. Nie podobało mi się to. Wcale, a to wcale.

Drzwi otworzyły się delikatnie i do środka weszły trzy zamaskowane osoby. Spojrzałem w ich stronę po czym odwróciłem głowę w bok i spojrzałem na Cyrusa. Siedział oparty o ścianę i spoglądał na naszych gości. Wyglądał jakby cała ta sytuacja po nim spłynęła, ale ktoś kto zdążył go poznać wiedziałby, że jest zdenerwowany. Dobrze wyuczona maska pozwoliła mu ukryć uczucia, którymi nie chciał się dzielić.

- Widzę, że nasze gwiazdy wieczoru już się obudziły.- Powiedział jeden z przybyłych. Nie znam jego głosu. Nie wiem kim jest.

- Najwidoczniej za słabo ogłuszyłeś swoje gwiazdy.- Odparł chłodno Cyrus. Po moim ciele przebiegł silny dreszcz. Nie wiedziałem czym był spowodowany.

- Oj uwierz mi, mój drogi Książę, że uderzenie było dobrze wymierzone i obudziliście się w odpowiednim momencie na samo przedstawienie.- Powiedział ten sam gościu i skinął głową na pozostałych gości, którzy mu towarzyszyli. Ci bez słowa zaczęli dookoła łóżka rozkładać statywy z kamerami. Poruszyłem się niespokojnie. Nie podobało mi się to co się właśnie działo.

- Spokojnie maleńki. Miałeś pecha będąc wtedy z nim w tym samym pomieszczeniu, ale oszczędziłeś nam dodatkowej roboty.- Powiedział i uśmiechnął się wrednie kiedy na niego spojrzałem. Uniósł do góry jakiś dziwny pilot i wcisnął na nim przycisk z liczbą „5”. Moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz bólu. Wciągnąłem głośno powietrze przez nos, próbując zapanować nad swoim ciałem, ale było to trudne.- Przynajmniej nie musimy szukać.

- O co wam chodzi?- Zapytał Cyrus ledwo panując nad swoim głosem.

- Co się stanie kiedy Książę tego kraju, który posiada kogoś z kim wziął ślub prześpi się z człowiekiem należącym do jakiegoś biednego szlachcica?- Zapytał ten sam mężczyzna. Wierzgnąłem nogami. Co oni planowali zrobić?!

- Nic.

- A jeżeli to zostanie nagrane i pokazane całemu światu?- Pytanie powiedziane delikatnym tonem wcale mi się nie spodobało. Zacząłem szarpać rękoma, aby jakoś się uwolnić, ale nawet to nie pomagało.

- Ja zostanę wychłostany, a on zabity.- Powiedział Książę patrząc na mnie nieprzeniknionym spojrzeniem.

- Nie będzie mógł się bronić, że to gwałt.

- Chyba się zapominasz. - Warknął Cyrus.- Każdy człowiek w tym kraju należy do mnie. Biorę co chce i kiedy chce. Twój domniemany gwałt będzie wzięty za obopólny seks.- Powiedział wypuszczając powietrze przez nos. Co….?

- Zobaczymy czy Król też tak będzie myśleć i osoba, której powiedziałeś „tak” na ślubnym kobiercu, kiedy zobaczą to nagranie.- Powiedział i pochylił się delikatnie w jego stronę.

- Najpierw musiałbyś mnie jakoś zmusić abym dotknął to zasmarkane dziecko. Ile on ma w ogóle lat?- Zapytał. Zacząłem w środku panikować. Co ten głupek wyprawiał.

- Byłeś z nim w pokoju hotelowym, a nie wiesz ile on ma lat?

- Nie interesuje mnie wiek tego co mam zamiar zapiąć.

- Więc jeszcze tego nie zrobiliście.

- Co za frajda w bzykaniu inwalidy?- Zadrwił Cyrus. Spojrzałem na niego gwałtownie, ale się na mnie nie patrzył.

- Inwalidy?

- Ma uszkodzoną nogę.- Zauważył inteligentnie.- Więc. Jak mnie zmusisz do tego abym dotknął to zasmarkane dziecko.

- Albo ty to zrobisz albo zrobią to moi chłopcy.- Powiedział psychopatyczne facet, który cały czas się odzywał. Pokręciłem przecząco głową powstrzymując łzy cisnące się do moich oczu.

- Uwarz, że twoim chłopcom stanie na jego widok?- Zapytał zaczepnie Cyrus. Jak nic mu za to jebnę! Co on wygaduje?!

- Chcesz się przekonać?- Warknął tamten.

- Jeżeli go ruszą będziesz musiał przyprowadzić mi kogoś innego bo już go nie ruszę.

- Taki szlachcic się znalazł?

- Dlaczego mam ruszać coś co zostało ruszone przez pospólstwo. Puki co był ruszany przez szlachtę, więc mogę zrobić warunek, ale jeżeli ruszy go któryś z was to będziecie musieli znaleźć kogoś innego.- Powiedział obojętnie.

Ja.

Nie.

Jestem.

Rzeczą.

- Więc mówisz, że go przelecisz jeżeli my tego nie zrobimy?

- No i musicie albo go uwolnić albo mnie.- Powiedział Cyrus. Usłyszałem śmiech jednego z dryblasów, którzy do tej pory byli cicho.

- Chyba jesteś śmieszny. My któregoś uwolnimy i skorzystacie z okazji do ucieczki.

- Widać, że twój kolega to skończony przygłup i prawiczek w jednym.- Zadrwił Cyrus. Dryblas w ostatniej chwili został powstrzymany przez jak już zdarzyłem się domyślić przywódce całej tej zgrai.

- Licz się ze słowami!

- Nie wiem jak wy, ale ja i podejrzewam, że on też nie potrafimy się bzykać na odległość.- Powiedział chłodno Cyrus. Zatkało mnie. Nie wiedziałem jak zareagować. Nim się zorientowałem byłem już odpinany i prowadzony w stronę siedzącego na podłodze Cyrusa. Patrzył mi hardo w oczy. Nie mogłem nic wyczytać z jego zachowania.

- Niech ci obciągnie.- Powiedział ten co ciągle się odzywał. Co to to nie!!!

- Odmawiam.- Powiedział stanowczo Cyrus po czym prychnął jak obrażona kotka. Drgnąłem. Nie chciał….

- Chyba nie masz możliwości odmówić….

- To sam mu się podstaw! Jest przerażony! Jak nic mi go odgryzie! Taki cwany jesteś to ściągaj gacie i niech cię obsłuży!- Warknął. Zamachnąłem się w jego stronę obolałą noga. Złapał ją za łydkę, ale nie patrzył na mnie.- Jak mam to zrobić to podaj kołdrę i dwie poduszki.- Dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu. Czy on serio był zakładnikiem? Bo wcale się tak nie zachowywał.

O dziwo jego polecenie zostało wykonane. Koło niego na podłodze została rozłożona kołdra i dwie poduszki. Zostałem tam delikatnie pchnięty, a że idiota nadal trzymał mnie za nogę upadłem na niego z impetem siadając na nim okrakiem.- Mam nadzieje, że macie dobry sprzęt bo żadnych powtórek nie będzie i zrobię to tylko raz.- Dodał po czym okręcił się ze mną sprawnie i to teraz ja opierałem się o ścianę, a on z tylko jedna wolną ręką zanurkował miedzy moje nogi biorąc mnie całego w usta. Wciągnąłem głośno powietrze przez nos. Moją chorą nogę zarzucił sobie na ramię tak, żeby nie dotykała podłogi. Zgiąłem się w pół i ukryłem twarz w jego włosach.

O.

Mój.

Boże!

On serio to robił. Bez żadnych zahamowań brał mnie całego do buzi ssąc go zawzięcie i poruszając szybko głową do przodu i do tyłu. Poczułem jak jego wścibskie palce zakradają się do podrażnionego i obolałego wejścia. Spiąłem się delikatnie, a on mocniej zassał się na mnie wyciągając sprawnym ruchem ze mnie to coś. Odetchnąłem z ulgą. Nawet jego palce blisko mojego wejścia jakoś mi nie przeszkadzały. Mimo sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy byłem bliski szczytowania. Odsunął się ode mnie z głośnym popnięciem.

- Połóż się płasko.- Rozkazał. Drżąc na całym ciele i będąc obserwowanym przez cztery pary oczu wykonałem jego polecenie. Chciałem uwolnić swoje usta ale mi na to nie pozwolił uderzając mnie otwartą ręką w dłonie.- Nawet o tym nie myśl. Nie będziesz mnie gryzł, aby się na nich zemścić.- Warknął. Odwróciłem głowę w bok patrząc na ścianę, aby nie musieć ich widzieć.- Biodra do góry.- Kolejny rozkaz. Zrobiłem tam i zerknąłem na niego kiedy wsunął mi pod nie poduszkę. Zmarszczyłem czoło.- Chora noga na moje ramie.- Znowu rozkaz. Położyłem ją a drugą próbowałem go kopnąć. Sprawnie się obronił.- Nie kop.- Syknął i zanurkował jeszcze niżej. Próbowałem uciec biodrami, kiedy zorientowałem się co on robi. Nakrył moją nabrzmiałą erekcje swoją wolną ręką. Po chwili dopiero się zorientowałem dlaczego to zrobił. Pieścił mnie delikatnie, ale ten ruch miał prędzej za zadanie zakryć mnie najbardziej przed kamerami, które były na nas skierowane. Robił to pokazując się całemu światu i jednocześnie starał się mnie zakryć na tyle na ile pozwalała mu sytuacja. To dziwne uczucie. Z jednej strony próbowałem uciec biodrami, bo przerażała mnie sytuacja w jakiej się znalazłem, a z drugiej przyciągałem delikatnie jego głowę bliżej siebie prosząc o więcej tak było to przyjemne.

Cyrus wyprostował się i zawisł nade mną. Oblizał lubieżnie usta. Podążyłem wzrokiem za jego kolczykiem. Wiedział jak to na mnie działa. Przyssał się swoimi ustami do mojej szyi chodząc we mnie szybkim i stanowczym ruchem. W pierwszej chwili chciałem się go z siebie pozbyć zaciskając się mocniej. Cyrus nie czekając na nic zaczął się we mnie poruszać delikatnie ustawiając się pod odpowiednim kontem i zaczął poruszać się bardziej gwałtownie kiedy uczepiłem się jego jak małpka. Już nawet ból nogi zszedł dla mnie na drugi plan.

Złapałem głębszy haust powietrza do płuc kiedy Cyrus wyciągnął z moich ust tą cholerną szmatkę. Nie dał mi się nacieszyć wolnością, bo po chwili wbił się w moje usta penetrując je zachłannie swoim językiem. Już przy naszym pierwszym razie zauważyłem, że Cyrus jest pasjonatom głębokich i brutalnych pocałunków. Najlepiej czuł się kiedy mógł się zagłębić swoim językiem praktycznie do mojego gardła i nie pozwalał na przejęcie inicjatywy. Kilka razy mi na to pozwolił kiedy zirytowany gryzłem go w język. Ale później ze zdwojoną siłą znowu mnie atakował.

Tym razem nie było inaczej. Całował mnie zachłannie wsuwając swój język najgłębiej jak potrafił. Nacisnął delikatnie kciukiem na moją brodę zmuszając mnie do jeszcze szerszego uchylenia ust, tylko po to, aby mógł się w nich zagłębić jeszcze mocniej.

Chciałem odwrócić głowę w bok kiedy moim ciałem wstrząsnął silny dreszcz przyjemności, ale mi na to nie pozwolił. Wbijał się we mnie brutalnie całując mnie równie mocno. Zaczęło mi się kręcić w głowie od braku odpowiedniej ilości świeżego powietrza.

Przed moimi oczyma zrobiło się ciemno. Poczułem się jakoś dziwnie słaby.

Straciłem przytomność…

**********************************************
Badum tssss*
Pozdrawiam
Gizi03031

niedziela, 24 maja 2020

Rozdział 6

Już powoli zbliżamy się ku końcowi.
Tak tylko przypominam, aby za jakiś czas nie było zaskoczenia.
Zyczę miłego czytania
**************************************
Uderzyłem z impetem o ścianę koło drzwi łazienkowych kiedy Cyrus gwałtownie ściągnął mnie z ciała Pochi'ego i rzucił mnie na nią. Zaciskając mocno palce prawej dłoni na moich policzkach jednocześnie samą prawą dłonią zasłonił mi usta. Wczepiłem palce w ścianę za sobą i oddychałem szybko. W uszach mi dzwoniło. Serce waliło jak dzwon. Poruszyłem się niespokojnie kiedy spojrzałem na oczy Cyrusa. Czysta złota furia. Chociaż furiat przy nim to pupilek.
- Co. To. Kurwa. Ma. Znaczyć.?!- Wycedził mi prosto w twarz. Nie mogłem mówić. Mogłem tylko stać, patrzeć na niego i czekać. Czekać na to co nieuniknione. - Meadrass!
- Oj! Zrobisz mu krzywdę!- Krzyknął Pochi. Kontem oka widziałem jak podchodzi do niego Osamu i wykręcając mu prawą rękę do tyłu przygniata go kolanem do podłogi. Ten jęknął zaskoczony. Wiedziałem, że nie ma szans się uwolnić. Wyciągnąłem gwałtownie lewą rękę w bok, aby tym ruchem powstrzymać Xiyi przed zrobieniem czegoś naprawdę głupiego.
- Książę.- Zaczął Bunta. Widać było, że jest tak samo przerażony jak inni. Tylko, że on wiedział dlaczego on tak zareagował, a inni nie mieli zielonego pojęcia.
- Książę to był wypadek.- Powiedział Osamu siłując się z Pochim.
- Bunta.- Warknął Cyrus. Ciągle na mnie patrzył. Jego spojrzenie było przerażające. Nie mogłem złapać tchu. Pierwszy raz w życiu tak się bałem. Nawet chwile przed naszą nocą poślubną mnie tak nie przerażały i nie paraliżowały jak teraz, w tym miejscu i w tym momencie.
- Tak.
- Masz pięć minut na spakowanie rzeczy naszej piątki. Osamu za dziesięć minut pod zajazdem mają stać nasze samochody z ochroną.
- Dobrze Panie.- Powiedział Osamu i sięgnął wolną ręką po telefon. Bunta bez słowa zaczął nas pakować. Położyłem drżącą rękę na przedramieniu Cyrusa. Zmarszczył niezadowolony czoło. Drugą ręką dotknąłem jego torsu. Drgnął i puścił mnie dość brutalnie nawet jak na niego. Jęknąłem i złapałem się za obolałą twarz. Jak nic będę miał siniaki.
- Cyrus, naprawdę. To był wypadek.- Zacząłem patrząc na niego. Złożyłem ręce jak do modlitwy.- Proszę cię uwierz mi. Przecież ja bym czegoś takiego nie zrobił. Traktuje ich wszystkich jak rodzinę. Proszę cię.
- Go czeka Biāndǎ. Cały tydzień po 50 razów.- Powiedział chłodno. Kolana się pode mną ugięły.- A ciebie z kolei czeka Wǒ zhīdào bèipàn.
- CYRUS!- Krzyknąłem za nim kiedy zamknął za sobą drzwi i poszedł w nieznanym mi kierunku.- Osamu proszę cię pogadaj z nim! Przecież to był wypadek!
- Wiem. I tym razem przyznaje ci rację, ale do niego takie gadanie nie dotrze.
- Przecież można coś zrobić!
- Odwołaj się u Króla.- Powiedział i spojrzał na zegarek.
- Osamu! Wiesz co mu karzesz zrobić!- Krzyknął Bunta. Drgnął kiedy został obdarzony chłodnym spojrzeniem. Teraz oboje byli w pracy.- Proszę o wybaczenie.- Powiedział cicho chłopak i wrócił do pakowania rzeczy.
- O co chodzi Buncie?- Zapytałem cicho.
- Jeżeli odwołasz się u Króla będzie formalna rozprawa. Zostaną przedstawieni świadkowie oraz zebrany materiał dowodowy. Ani ty ani Pochi nie możecie wtedy zeznawać. Taka rozprawa może trwać nawet dwa miesiące.
- Ale może się udać. Przecież wszyscy widzieliście co się stało!
- Tylko jeżeli złożysz odwołanie to dopóki nie udowodnią niewinności Pochiemu będzie codziennie chłostany, aż do końca trwania śledztwa i rozprawy. To może potrwać dwa miesiące jak i nie dłużej. I nie wierze, aby Książę powiedział, że znak zdrady został u ciebie umieszczony w widocznym miejscu. Jeżeli Król jednak by uznał, że dopuściłeś się zdrady znak ten umieszczony zostanie na twojej twarzy, a Pochiego wykastrują.- Powiedział. Było gorzej niż myślałem.
- Gotowe.- Powiedział oficjalnie Bunta przykuwając tym samym uwagę innych do siebie.
- Czy Cyrus tak bardzo dba o dobre imię jakiegoś tam szlachcica, że nie może przed nim przemilczeć tego co tutaj zaszło?- Zapytał Xiyi. W pokoju zapanowała grobowa cisza.- Dobre imię szlachcica jest ważniejsze niż pomoc kumplowi jak widzę.
- Xiyi ty nic nie rozumiesz.- Powiedziałem załamany wiedząc, że nie mogę im niczego wyjaśnić bo podzielą los Pochiego. I tak się z tym źle czułem. A teraz przez ich wcześniejszy brak wiedzy czeka go surowa kara.
- To nam to wyjaśnij!
- Gotowi?- Zapytał Cyrus pojawiając się ponownie w pokoju. Nawet nie zerknął w moją stronę. Patrzył tylko na Osamu.
- Tak Panie.
- Cyrus....- Zacząłem.
- Zamilcz wreszcie.- Warknął. Drgnąłem.
- Proszę cię, wyjaśnij im chociaż o co chodzi i dlaczego...- Urwałem kiedy odwrócił się twarzą w stronę pokoju. Był wkurwiony na maksa.
- Bunta zanieś rzeczy do samochodu na dole. Pojedziesz razem z Meadrassem jednym wozem. Osamu jedziesz z tym drugim.
- Dobrze.- Odpowiedzieli jednocześnie.
- Cyrus. Proszę.- Powiedziałem cicho stając niedaleko niego. Nadal patrzył na twarze pozostałych. Stali rozrzuceni po całym pokoju. Przerażeni całą sytuacją oraz reakcją Cyrusa.
- Idź do auta.
- Cyrus....
- Do wozu! Już!
- Mógłbyś na nim nie wykorzystywać swojego autorytetu władczy?- Zapytał poirytowany Xiyi. Jeszcze tego mi brakowało.
- Nie wykorzystuje.
- Przecież widzę.
- To nie autorytetu władcy Meadrass się obawia.- Powiedział i spojrzał na mnie kiedy nadal nie ruszyłem się z pokoju. Drgnąłem i spuściłem wzrok.
- A czego niby innego?
- Autorytetu swojego męża.- Powiedział Cyrus.- Mężem waszego przyjaciela jest sam Książę tego królestwa.- Dodał po czym położył mi rękę na ramieniu zaciskając ją mocno wyprowadził mnie z pokoju.


^^~^^


Leżałem na łóżko łkając cicho. Nie pomagały błagania oraz próby tłumaczenia. Od tygodnia budziły mnie krzyki Pochi'ego rozchodzące się po całym dziedzińcu, a ja od tego samego czasu próbowałem wyjaśnić wszystko u Króla, który jak na złość wziął stronę swojego wnuczka.
Pochi był chłostany, a ja póki co miałem areszt domowy. Nie mogłem wychodzić z pokoju. Posiłki były mi dostarczane w równych odstępach czasu. Nie mogłem przyjmować gości. Cyrus spał w innej komnacie. Nie w naszej. Król dwa razy przyszedł do mnie na moją prośbę jaką przekazali mu stojący pod drzwiami strażnicy. pilnowali aby nikt nie wszedł do pomieszczenia i bym sam nigdzie nie poszedł.
Nikt nie chciał mi powiedzieć co się teraz działo, jak stała cała ta sytuacja. Cyrus wszystko blokował, a nikt nie chciał się mu sprzeciwiać.
Dranie zabrali mi nawet telefon i komputer. Nie mogłem się kontaktować z nikim. Nawet Bunte ode mnie odsunęli.
Przekręcając się na plecy spojrzałem w stronę drzwi, które otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł Cyrus. Nawet na mnie nie spojrzał. Podszedł do swojego biurka i zabrał z niego kilka szkolnych książek po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Nadal był wkurwiony!
A ja przecież nic nie zrobiłem. Każdy mu tłumaczył jak to było naprawdę, ale on i tak wierzył w to co zobaczył na własne oczy. Nie docierały do niego tłumaczenia sytuacji jaka miała miejsce nim wszedł do pokoju.
Przetarłem twarz. Miałem już dosyć płaczu oraz tej bezradności. Zsunąłem nogi z łóżka i udałem się do łazienki. Napełniłem wannę po same brzegi wlewając do niej waniliowy oraz miodowy olejek do kąpieli. Po całym pomieszczeniu rozniósłszy się słodki zapach. Rzuciłem byle jak ubrania na podłogę i zanurzyłem się po same uszy w wodzie. Wiedziałem, że do normalnej pory kąpieli mam jeszcze dużo czasu, ale miałem to gdzieś. I tak nie miałem co robić więc postanowiłem szybciej się wykąpać, poprosić o wcześniejszą kolację i położyć się wcześniej spać.
Siedziałem w wannie aż woda nie zaczęła się robić zimna. Ubrałem na siebie szlafrok i ociekając cały woda ruszyłem do drzwi komnaty. Kiedy tylko je otworzyłem przed moimi oczyma skrzyżowały się dwie włócznie. Wyobrażacie sobie. Jak w prawdziwym pałacu, ale haloooo! Ja jestem w prawdziwym pałacu. Obaj strażnicy spojrzeli w moją stronę po czym odwrócili głowy w bok.
- Przekażcie do kuchni, że chcę zjeść kolacje za pół godziny. Proszę również o cały dzbanuszek herbaty owocowej.- Powiedziałem i zamknąłem drzwi. Wiedziałem, że i tak mi nikt nie odpowie. Podszedłem do szafy i otworzyłem ją na oścież, zacząłem wywalać z niej ubrania (w sumie to same koszulki i bokserki) wybierając te, które najbardziej będzie mi pasować do snu. Swoją garderobę rozrzucałem wszędzie gdzie się dało. Chciałem po prostu oznaczyć, że tutaj żyje. To było moje terytorium. Wybrałem czarne bokserki z napisem "bad boy" i zieloną koszulkę z jakimś futrzanym potworem na tapecie. Specjalnie zostawiłem otwartą szafę pozwalając wszystkim zobaczyć co się kryło w środku. Po co dbać o wygląd pokoju skoro i tak nikt tutaj nie przychodzi. W łazience przebrałem się szybko w to co wybrałem po czym wysuszyłem starannie włosy. Tutaj tak jak i u moich dziadków bardzo "czepiano" się kiedy wyszedłem z łazienki z mokrymi włosami. No bo przecież się rozchoruje i w ogóle.
Postanowiłem, że do kolacji przeczytam sobie jedną z książek, które tutaj przed wycieczką klasową przytargałem z królewskiej biblioteki. Opowieść o chłopcu, który spacerował sobie w przestrzeni kosmicznej.
Ktoś zapukał do drzwi więc grzecznie tą osobę zaprosiłem. Zignorowałem jęknięcie służącej na widok mojego stroju i zabrałem od niej tacę po czym bezceremonialnie wygoniłem ją z pokoju. Wystawiłem jeszcze głowę na korytarz i z całą powagą powiedziałem: "Niech nikt mi nie przeszkadza" po czym zatrzasnąłem drzwiami. Ironia i sarkazm w jednym zdaniu.
Śmiałbym się z tego gdyby nie fakt, że dosłownie dziesięć minut po tym do pokoju wparował Cyrus, a za nim jego dziadek. Obaj spojrzeli na mnie (leżałem na fotelu trzymając jedną nogę na stoliku, drugą na fotelu, który przeważnie zajmował Cyrus- w wielkim rozkroku), zatopionego w lekturze oraz spożywającego kolację po czym rozejrzeli się po pokoju. W Cyrusie aż się zagotowało, kiedy mnie takiego zobaczył. Jego dziadek był delikatnie zakłopotany.
- Nikt to znaczy nikt!- Krzyknąłem do strażników za drzwiami. Wiedziałem, że mnie usłyszą. Sięgnąłem po kolejną kanapkę z szynką i serem po czym wgryzając się w nią zabrałem się za czytanie książki oraz próbowałem ich ignorować. Cyrus i tak pewnie wpadł tylko po coś- robił tak od przyjazdu z wycieczki- i pewnie za chwilę go już tutaj nie będzie. A co do jego dziadka.... Cóż.... tutaj sprawa wyglądała troszkę inaczej.
- Może byś się ubrał?- Warknął Cyrus. Spojrzałem na niego znad książki po czym z całkowitą premedytacją podciągnąłem koszulkę do góry odsłaniając im tym samym swój brzuch.- Meadras!- Krzyknął. Wypuściłem głośno powietrze pokazując mu tym samym, że jego marudzenie jest dla mnie jak ogromny ból w dupie po czym opuściłem nogi na puchowy dywan, poprawiłem koszulkę, ściągnąłem z jego fotela puchowy koc, który tam wcześniej położyłem i okryłem nim nogi.
- Bierz to po co przylazłeś i wyjdź.- Powiedziałem i wróciłem do czytania książki. Po chwili nie miałem jej już w ręku. Spojrzałem na niego marszcząc mocno brwi.
- Zachowuj się!
- Wyjdź i przy okazji wychłostaj dziadka, który miał czelność spojrzeć na moje w połowie nagie ciało.
- Czy ty....- Cyrus aż się zapowietrzył na moją wypowiedź. Gapił się na mnie jakbym właśnie dał mu w twarz. A o niczym innym teraz nie marzyłem, możecie mi wierzyć.
- Meadras.- Zaczął Król. Nawet na niego nie spojrzałem walcząc na spojrzenia ze swoim mężem.- Chciałbym z tobą porozmawiać.
- A ja bym chciał aby on skoczył z balkonu i żeby na środku naszej komnaty stała rura, na której każdy będzie musiał zatańczyć jeżeli tylko czegoś ode mnie będzie chciał.
- Słucham?- Król zbaraniał. Dosłownie. Nie wiedział co ma na to odpowiedzieć. Wiedziałem, że za takie słownictwo Cyrus ma prawo mnie uderzyć. Jeżeli to zrobi to przysięgam, że go strzele tą metalową tacą na jakiej zawsze przynoszą mi posiłki. Chociaż prędzej złotą niż metalową.
- Nie mów słucham, bo....
- Ugh.- Cyrus zasłonił mi usta dłonią i pochylił się delikatnie w moim kierunku.- Uspokój się.- Warknął. Próbowałem go odepchnąć, ale miał więcej siły. Wierzgnąłem nogami i kopnąłem go w samo krocze. Syknął i uklęknął przede mną na jedno kolano. Złapał się za obolałe miejsce i spojrzał na mnie wilkiem.
- Nie dotykaj mnie!
- Meadras....- Zaczął Król.- Może pogadamy jutro jak już ochłoniesz?
- Chce Król ze mną gadać, to bez niego.
- Chcę tą rozmowę przeprowadzić z waszą dwójką.- Uściślił przyglądając mi się dokładnie.
- Spoko. Najpierw z nim, później ze mną. Osobno.
- Czy nie możecie swoich niedorzecznych....- Urwał, kiedy Cyrus zasłonił mnie swoim ciałem.
- Dziadku nie mów tak. Dla nas to poważna sprzeczka.
- Sprzeczka? Sprzeczka? Czy ty sam się słyszysz?
- Możesz przestać dramatyzować?- Zapytał nawet na mnie nie patrząc. Zagotowało się we mnie. I to tak porządnie się we mnie zagotowało.
- Królu czy możesz opuścić moje komnaty i zabrać ze sobą swojego wnuka, w przeciwnym razie zrobię coś za co sam zostanę wychłostany.- Powiedziałem przez zaciśnięte zęby starając jednocześnie utrzymać całe napięte do granic możliwości ciało na wodzy. A muszę przyznać było to ciężkie zadanie zważywszy na sytuację w jakiej się teraz znajdowałem.
- W takim razie porozmawiamy na spokojnie jutro.- Powiedział Król i dał znać swojemu wnukowi żeby wyszedł razem z nim. Widziałem po jego twarzy, że robił to bardzo niechętnie. I jeżeli to by miało od niego zależeć zostałby w pokoju aby powiedzieć dosadnie co myśli o moim słownictwie oraz zachowaniu.
Warknąłem głośno kiedy wyszli z pokoju i cisnąłem książką przez całą jego długość. Tak jakoś odebrali mi całą chęć i radość z czytania. Wiedziałem, że teraz nie zasnę. Za bardzo mnie nosiło.
Czasami ubolewałem nad swoją głupotą i zastanawiałem się co ja kiedyś takiego w nim widziałem. I w sumie co ja w nim widzę do dzisiaj. No bo weźcie. JAK można czuć coś do takiego egoistycznego sadysty jak on?!
Nie wiem. Nie potrafiłem sobie odpowiedzieć na to pytanie mimo, że sam coś do niego czułem. A ten jeszcze miał czelność podejrzewać mnie o zdradę. No i to jeszcze tak bezczelnie na jego oczach. Jak bym miał go zdradzać to na pewno bardziej bym się z tym krył! A nie rzucał się na pierwszego lepszego chłopaka i to jeszcze w momencie kiedy on w każdej chwili mógł wejść do pokoju.
Albo on myślał, że ja jestem taki głupi, albo to on był na tyle głupi aby w takie coś uwierzyć.
Naciągnąłem kołdrę po same uszy wypuszczając głośno powietrze z płuc.
Co ja się tam będę nim przejmować oraz tym co on robi i myśli.
Ten idiota i tak będzie robił i mówił to co chce!
*******************************************************************
Tadam! 
Czasami musi być źle, a czasami jeszcze gorzej, a najgorzej to już w ogóle, aby mogło być....

Pozdrawiam
Gizi03031